Łączna liczba wyświetleń

sobota, 21 lutego 2015

Groszek w szpitalu

To miały być fajne, rodzinne Walentynki. Poszliśmy na długi spacer, dostałam nową orchideę do mej kolekcji. Wyjście do restauracji przelożyliśmy na niedzielę, by w razie awarii nie psuć komuś romantycznego nastroju;-) Wieczorem Miki dostał banana, a potem nasza klasyka: mycie, kremowanie,  karmienie i sen. Byłam zmęczona aktywnym dniem, więc wzięłam szybki prysznic i o 22 byłam już w łóżku. Przed pójściem spać zajrzałam jeszcze do internetu i ani się obejrzałam, a zrobiła się 23. To pora, o której od urodzenia Mikiego praktycznie zawsze już kolejny raz przekładam się na drugi bok. I nagle z łóżeczka Mikiego słyszę dźwięk wymiotów. Podbiegam, wyciągam małego i wtedy nastały najgorsze minuty mojego życia: potrząsnęłam Mikim, a on był wiotki jak laleczka. Miał zamknięte oczy i nie dawał znaku życia. Zaczęłam wzywać męża i jednocześnie klepałam po plecach Mikiego, by wypadło mu z gardła to, co mu zalega i nie pozwala oddychać.Trwało to może minutę. Po tym czasie Miki otworzył wreszcie oczy i zaczął płakać. Nie wyobrażacie sobie jak wielki kamień spadł mi z serca! Wytarłam synka z wymiocin, a on po chwili był już radosny i śmiał sie od ucha do ucha, jakby nie był świadomy, co przed chwilą się wydarzyło. Migiem pojechaliśmy do szpitala, który się nami opiekuje od porodu. Tam lekarz zadecydował, że trzeba Mikiego zabrać do szpitala dziecięcego. Przyjechała po nas karetka. W izbie przyjęć czekaliśmy prawie godzinę nim zajął się nami lekarz. Flegmatyczny pan doktor zbadał Mikiego i na tamtą chwilę niczego niepokojącego nie widział, jednak zdecydował, że Miki musi trafić na oddział kardiologiczny, by zbadać, czy omdlenie podczas wymiotów nie było spowodowane problemami z serduszkiem, a poza tym, trzeba było sprawdzić, czy nie rozwinie się u synka pozachłystowe zapalenie płuc. Mikiemu założono dożylne wkłucie. Ile się biedak nacierpiał! Przez swoją masę najpierw trudno było wyszukać żyły, a jak już się jakaś znalazła, to szybko pękała. Podziurawiono więc mu głowę, nóżki i w końcu udało się w nadgarstku. Potem trafiliśmy do sali, gdzie byliśmy sami. Warunki były naprawdę niezłe, dostałam rozkładany fotel i mogłam zostać przy Groszku. Około drugiej Mikiemu podłączono antybiotyk. Miał dostać trzy dawki, które kończyły się co godzinę. Musiałam więc czuwać i wzywać pielęgniarkę. Miki był tak zmęczony, że migiem na szczęście zasnął. Następnego dnia zostaliśmy przeniesieni do sali obok, gdzie dostałam własne łóżko. Razem z nami był tam ośmiomiesięczny chłopiec z wadą serca. Niedziela minęła nam leniwie. Zabawiałam ciągle Mikiego, by mu się nie nudziło. W poniedziałek od rana zaczęły się badania: pomiar glukozy, echo serca, a potem założono synkowi aparat Holtera. We wtorek rentgen wykazał, że płuca Mikiego są czyste. Badania serduszka też niczego nie wykazały, więc z radością po godzinie 14 wróciliśmy do domu.

Do dziś, gdy myślę o sobotnich wydarzeniach, łzy napływają mi do oczu, bo nawet nie chcę myśleć, co by się wydarzyło, gdyby mnie wtedy nie było w pokoju albo nie usłyszałabym tych wymiotów. Opatrzność nad nami czuwała!

8 komentarzy:

  1. Całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło!
    Twój synek urodził się 22.07.14 - ja mam termin porodu na 22.07.15 :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Miki zrobił nam niespodziankę, bo miał urodzić się 28;-)Trzymam więc za Was kciuki!

      Usuń
  2. Jejku, aż mi łzy do oczu napłynęły. Na szczęście dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymajcie się ciepło :)
    Ania i Bartuś

    OdpowiedzUsuń
  4. Straszne :( dobrze, że nic się nie stało. A wiesz czym były spowodowane te wymioty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najprawdopodobniej ten nieszczęsny banan stanął mu na żołądku, bo w całości go zwymiotował...

      Usuń
  5. Jejku wyobrażam sobie tylko co musiałaś czuć, dlatego ja sobie nie wyobrażam funkcjonowania bez monitora oddechu. Najważniejsze że Miki ma się dobrze :) i trafiliście na dobrych lekarzy którzy nic nie zbagatelizowali.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz i za wizytę na moim blogu:)