Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 31 marca 2014

O groszkowych nieprzespanych nocach

Groszek jeszcze wypoczywa w moim brzuchu, a ja już doświadczam nieprzespanych nocy. Od kilku dni budzę się kilka razy tak zupełnie bez przyczyny i nie mogę zasnąć, choćbym tego bardzo pragnęła... I nie wiem, czy związek ma to z moim synem, czy sobie to pokrętne tylko tłumaczę. Za każdym bowiem razem, gdy otwieram oczy, czuję w brzuchu wielkie poruszenie. Może być oczywiście tak, że te jego figle mnie budzą, ale prawdopodobne jest też, że on budzi się, gdy czuje, że i ja się obudziłam. Co sądzicie na ten temat? Ja nie mam bladego pojęcia, jak to z naszymi nockami jest. Mam wielką nadzieję, że to jedynie przesilenie wiosenne i za kilka dni powrócę do mojego 8-godzinnego śpiochowania. Dziś kilka razy budziłam się na chwilę, ale od 4 do 5.20 trwała bezsenna pustka. Myśli kłębiły mi się w głowie, a próby przegnania ich liczeniem od 100 do zera spełzły na niczym...
A teraz z innej beczki. Wczoraj wykorzystaliśmy piękną pogodę i wybraliśmy się na rekonesans działkowy. Mąż dostał od teściowej wskazówki, co musi teraz zrobić, by przywrócić ład i porządek w każdym zakamarku;-) Coś czuję, że od maja będziemy tam częstymi gośćmi- przez dwie godziny leniuchowania wypoczęłam tam jak w dobrym spa. A gdy rozpocznie się sezon grillowy, dopiero wtedy zatęsknię za jabłkowym Reddsem;-)

piątek, 28 marca 2014

Dentystka-sadystka

Niestety, stare jak świat powiedzenie, że każdy dentysta to sadysta znalazło potwierdzenie w działaniach pani "stomatolog", do której wczoraj trafiłam. Po przyjściu do gabinetu pani była bardzo miła, rozmowna, ale do czasu, gdy wyciągnęłam kartę przebiegu ciąży i spojrzała na mnie z politowaniem "To pani jest w ciąży... A leczy się pani u mojego męża?". Gdy odpowiedziałam jej, że chodzę do innego ginekologa i dlatego, że spodziewam się dziecka chciałam skorzystać z leczenia w ramach NFZ, jej humor gdzieś prysł. Kazała mi się położyć na fotelu ustawionym już w pozycji leżącej, co oczywiście sprawiło mi problemy. Gdy zajrzała mi do buzi, zrobiła przegląd zębów. Naliczyła aż siedem ubytków (niecały rok temu miałam jedynie trzy, więc nie wiem na ile jej wierzyć, a na ile stan moich zębów naprawdę się pogorszył przez ten czas) i stwierdziła "No dobrze, to zaczniemy od usunięcia kamienia, bo to przysługuje w ramach NFZ raz na rok". Oczywiście myliła się, bo kobiety w ciąży mogą co 6 miesięcy korzystać z tego zabiegu - tak przynajmniej wyczytałam na stronie funduszu. No i zabrała się do roboty...Bez krztyny delikatności jeździła mi po zębach mocno wjeżdżając też na dziąsła i nawet język. Gdy czułam ból i dawałam jej to do zrozumienia, ona kwitowała moje odruchy słowami "Jeszcze tu, jeszcze tu". Kazała mi wypluć zawartość buzi, jednak zapomniała nalać mi wody do kubeczka i przypomniało jej się dopiero, gdy wycierałam usta chusteczką: wyplułam tyle krwi, że aż pociekła mi po brodzie. Kiedy udało mi się doprowadzić do ładu, ona ze zdziwioną miną dlaczego się ponownie kładę powiedziała: "Na dzisiaj to wszystko", a ja w szoku zapytałam ją, co z plombą, która się rozsypuje i do której dostaje się pokarm. Zapytała "A w którym zębie?" - to dokumentuje, z jaką "dokładnością" zrobiła mi przegląd. Pokazałam jej górną szóstkę, a ona na to: "A boli?". Odparłam, że nie. Więc ona stwierdziła, że w takim razie rozsypująca się plomba może poczekać jeszcze kilka dni. Pytam więc dalej: co uda mi się zrobić na NFZ? A ona na to, że wszystko, tylko plomby będą złej jakości. Chciałam więc się dowiedzieć ile musiałabym dopłacić do lepszej jakościowo. Odparła, że 120 zł. Zdębiałam i dopytałam, czy za jedną, czy za wszystkie, a ona na to wyraźnie rozbawiona: "No za jedną". Podziękowałam i wyszłam. Widzę, że kobieta chce mnie naciągnąć. Część pracy przecież wykona w ramach świadczenia NFZ - chodzi o leczenie jednokanałowe. Tylko wypełnienie będzie usługą można powiedzieć prywatną. Dlaczego więc zażądała tyle, ile moja dotychczasowa "prywatna" pani stomatolog za całą wizytę z naprawą zęba i dobrej jakości wypełnieniem termoutwardzalnym? Eh, wyszłam skonsternowana i przygnębiona. Człowiek pracuje po to, by mieć ubezpieczenie zdrowotne, a u głupiego dentysty jest traktowany jak ktoś gorszej kategorii, bo chce mieć coś za darmo. Coś, co mu się należy jak psu miska patrząc na to, ile miesięcznie odciągane jest z pensji właśnie na NFZ. Na kolejną wizytę umówiłam się do innej stomatolog. Jeśli i ona tak mnie zawiedzie, trudno. Złamię się i wrócę do mojej "prywatnej" pani doktor.      

środa, 26 marca 2014

Gdy mama pracuje, Groszek się nie nudzi

Oj, wieki całe tu nie zaglądałam! A wszystko przez to, że przyszła wreszcie wiosna i mam urwanie głowy w pracy. Dodatkowo, powolutku już przygotowuję się do dłuższego wypoczynku, więc staram się porządkować ważne sprawy. Zaczęłam od porządku na biurku i wyrzucenia tysiąca niepotrzebnych papierów;-) Nie będzie mnie w firmie pewnie przez rok, więc chciałabym się nie wstydzić, jeśli ktoś chwilowo wprowadzi się do mego gabinetu;-) Dziś trochę jeszcze przeraża mnie myśl, że nie będę pracować tak długi czas, ale pewnie jak już rozpocznę moje najdłuższe w życiu "wakacje", nawet nie poczuję, kiedy ten czas minie. Od maja rozpocznie się bowiem szał zakupowy, syndrom wicia gniazda i te sprawy;-) A co po urodzeniu, to wiadomo: jazda bez trzymanki! Póki co, gdy mama sobie sprząta, Groszek dzielnie jej towarzyszy. Zazwyczaj właśnie wtedy się budzi i przypomina o sobie kopniakami, które już są widoczne nawet przez brzuszek. Śmiesznie to wygląda:-) Można już też wywnioskować godziny, w okolicach których można spodziewać się tych pieszczot;-) W ciągu dnia bywa jeszcze różnie, ale pewne jest, że około 15 i 23 Groszek o sobie przypomni.

Jutro wybieram się do dentysty. Stwierdziłam, że skoro kobiety w ciąży obejmuje leczenie na NFZ, to czemu mam z tego nie skorzystać...Pewnie okaże się, że za darmo dostanę niewiele i to kiepskiej jakości, więc przygotowuję się na dopłatę z własnej kieszeni. Mam jednak nadzieję, że uporządkuję temat stanu mojego uzębienia, który niestety w ciąży widocznie się pogorszył...Mówi się, że każda ciąża zabiera jeden ząb. Nie chcę dopuścić do takiej sytuacji, więc działam za wczasu. Życzcie mi, bym nie zwiała z fotela;-)

wtorek, 18 marca 2014

Groszek w 22. tygodniu:)

Eh, wczoraj byłam tak przepełniona emocjami, że wieczorem padłam ze zmęczenia i nie zdążyłam się Wam pochwalić, jakiego dużego synka mamy:D Popołudniu pojechaliśmy na umówioną wizytę u specjalisty. Moja pani gin wysłała mnie do niego, bo jest ponoć najlepszy w mieście jeśli chodzi o wczesne wykrywanie wszelkiego rodzaju problemów. Weszliśmy do gabinetu, doktor był na oko po 50-tce i z przemiłym uśmiechem nas przywitał. Zabraliśmy się od razu do dzieła. Położyłam się na kozetce, on posmarował mi brzuszek żelem i zaczął się spektakl:D Na ekranie pojawił się Groszek w pełnej krasie. Lekarz od razu aż zawołał, że kawał chłopa z tego naszego synka, po czym przeszedł do opowieści na temat anatomicznej budowy Groszka. Rozpoczął od głowy. Pokazał nam półkule mózgu i powiedział, że tu żadnych anomalii nie widzi. Główka ma też prawidłowy rozmiar, więc ryzyko takich chorób jak wodogłowie zostało na szczęście wyeliminowane. Potem pokazał nam oczodoły, nosek i podniebienie. Rozszczepów brak. Potem przeszliśmy do serduszka z prawidłowo wykształconymi komorami. Po raz pierwszy usłyszałam bicie serduszka Groszka. Popłakałam się ze szczęścia! Co innego zobaczyć bijące serduszko, a co innego je usłyszeć. Cud!!! Dalej przeszliśmy do żołądka, który wypełniony był wodami płodowymi, a to oznacza, że układ pokarmowy odpowiednio się rozwija. Nerki nie miały żadnych narośli, co ponoć często już na tym etapie widać. Pominę zręcznie temat przyrodzenia naszego synka, ale wszystko i tam jak najbardziej ok;) Przeszliśmy do nóg. Stópki słodko Groszek zakładał na siebie, jakby wypoczywał na gorącej plaży. Pan doktor ocenił, że wszystko w porządku- nie występuje koślawość czy końsko-szpotawość. Obmierzył jeszcze kości i wszelkie obwody. Maluszek waży ok. 450 g i ma ok. 19 cm w wymiarze CRL. Najśmieszniejszy był moment, gdy pan doktor z powagą opowiada o tej całej anatomii, a tu nagle pojawiła się u małego czkawka i cały podskakiwał:D Niestety, łobuziak przez cały czas był źle ułożony i do tego zasłaniał twarz rączką, więc nie było mowy o nagraniu filmu 4D. Następnym razem mam wpaść do pana doktora w 30. tygodniu, więc jeśli się poszczęści, to może wtedy się uda. Na płycie dostaliśmy za to film z przebiegiem całego usg, więc możemy już się rodzinie pochwalić i opowiedzieć, co na ekranie widać. Najważniejsze, że z Groszkiem wszystko dobrze. Jestem przeszczęśliwa!     

piątek, 14 marca 2014

Sprawa brzucha - szczęśliwe zakończenie:)

Chyba wpadłam na to, co mogło się wywoływać moją wysypkę. Wczoraj wieczorem przestałam zupełnie smarować brzuch kremami, tylko regularnie przemywałam go zwykłą wodą. Efekt? Przespałam spokojnie całą noc, wysypka przestała być czerwona, a dziś przez cały dzień mam spokój ze swędzeniem. Najprawdopodobniej zbyt dużą ilość oliwki wsmarowywałam w brzuch przeciwko rozstępom i skóra sobie nie poradziła. Teraz odczekam jeszcze kilka dni nim wrócę do dbania o brak rozstępów i oczywiście zrezygnuję z oliwki-przejdę do łagodniejszego kremu. Używałam go od początku ciąży i krzywdy mi nie zrobił, a kilkanaście dni temu kupiłam z tej samej rossmanowskiej serii oliwkę, ale jak widać-wyszła mi bokiem, a precyzyjniej- brzuchem;) Jeszcze do lipca pewnie wiele rzeczy mnie zaskoczy, ale na szczęście ta przygoda zakończyła się happy endem.

czwartek, 13 marca 2014

Ratunku!!!Swędzi mnie brzuch!!!

Wczoraj wieczorem ni stąd, ni zowąd pojawił się na moim brzuchu uśmiech. Niestety, nie jest to nic przyjemnego, a po prostu czerwona wysypka, która umiejscowiona jest pod pępkiem od lewej do prawej strony i na wysokości pępka właśnie się kończąca. Co więcej, swędzi to niemiłosiernie. Od razu wypiłam wapno, które zawsze mi pomagało przy alergiach i posmarowałam te miejsca dodatkowo moją oliwką. Niestety, nic nie pomogło. W nocy budziłam się kilka razy. W ciągu dnia na szczęście, gdy zapominałam o czerwonej wysypce na brzuchu, swędzenie ustawało. Poczytałam sobie, że takie stany są w ciąży naturalne przy rozciągającej się skórze. Trochę się martwię. Wiem, że to nie może być cholestaza czy inne straszne ustrojstwo, ale mimo wszystko to pojawiło się tak nagle, że nie wiem, co o tym myśleć. Postanowiłam, że jeszcze dziś dam sobie czas na reakcję organizmu, ale jeśli jutro nadal będzie tak swędzieć, to zadzwonię do gin. Jeśli ona mnie uspokoi, to ok. A jak powie, że mam reagować, to zadziałam. Trzymajcie kciuki, by jutro rano było już po kłopocie;)

środa, 12 marca 2014

Mamuśka ześwirowała

Z moich przedbożonarodzeniowych wpisów wiecie, że jestem fanką świąt. Dlatego choć do Wielkanocy jeszcze mnóstwo czasu, w mojej głowie już zapanowała odpowiednia atmosfera:) Wiem, wiem- ześwirowałam;-)
 Zaplanowałam już nawet i omówiłam z rodziną, jak ten czas ma wyglądać. Śniadanie zjem razem z mężem, teściową i szwagierką, a w poniedziałek pojedziemy do moich rodziców na obiad. Logistycznie posiłek będzie mi łatwiej przygotować niż na Wigilię, bo do wykarmienia są tylko cztery osoby-nie dziesięć:) Już się nie mogę doczekać tego czasu! Uwielbiam obrzędy Wielkiego Tygodnia i oczywiście tradycyjnie już nie odmówię sobie chodzenia codziennie do kościoła na nabożeństwa. Nie jestem osobą przesadnie religijną, ale ten czas nieodłącznie kojarzy mi się właśnie  z duchowymi przeżyciami. Na cały Wielki Tydzień zaklepałam już sobie wolne, więc będę miała czas na niespieszne sprzątanie, gotowanie i właśnie na wprowadzanie się w klimat i sens Wielkanocy. W sobotę oczywiście pójdziemy z mężem do kościoła z koszyczkiem. On zawsze śmieje się ze mnie, bo u niego w domu święconka składała się jedynie z jajka, kawałka szynki, chleba i soli. A ja wkładam tam cały stół:D Musi być baranek z masła, babeczka, czekoladowy kurczaczek, chrzan, pieczone mięso, biała kiełbasa, pomarańcz, ocet, a nawet galart :D Oczywiście chleb, sól i jajko to podstawa. Sami widzicie, że przy takim ekwipunku, nasz koszyk musi być bardzo obszerny;) Stroję go gałązkami bukszpanu i białą serwetą. Zawartość po poświęceniu ląduje na talerzu i w niedzielę jest podstawą śniadania. Rozpisałam się na temat moich zwyczajów, a przecież na bieżąco będę Wam zdawać relację m.in. z pieczenia mazurka, który od kilku lat jest moim popisowym wypiekiem:) Tymczasem już wczoraj sprawdziłam, co z moją drewnianą foremką do baranka z masła. Kupiłam ją dwa lata temu przez internet i chyba się zepsuła. Nie wiem, gdzie popełniłam błąd, bo drewno lekko się wygięło i dwie części nie przylegają do siebie tak idealnie. W ubiegłym roku miałam przez to mały problem, bo baranek wyszedł krzywy. Niestety-przez rok nic się nie zmieniło;) Zamówię więc w najbliższym czasie jeszcze jedną foremkę, bo kosztuje niewiele-z przesyłką do 20 zł, a przynajmniej się nie namęczę.
Przestaję Was już nękać moją przedświąteczną gorączką;) Czas wrócić do przyziemnych spraw takich jak obiad czy sprzątanie...A Groszek ma dziś chyba dzień relaksu i tylko ok. 12 dał o sobie znać.         

poniedziałek, 10 marca 2014

Kopniaki na dzień kobiet

O tym, że "mój syn będzie piłkarzem" słyszałam często od kobiet w ciąży spodziewających się chłopca i delikatnie pod nosem się z tego podśmiewałam, bo przecież czy dziewczynka kopie inaczej niż chłopiec:)? Wiadomo przecież, że na poziomie rozwoju ciąży w 20-21 tygodniu można już spokojnie poczuć ruchy dziecka, a płeć nie ma tu nic do rzeczy. Ja pierwsze mizianie w okolicach pępka poczułam bardzo szybko-około 17 tygodnia. Ale Groszek postanowił mi udowodnić, że jest już dużym mężczyzną i od soboty kilka razy dziennie porządnie mamuśce przywala;) Wczoraj zrobił to już tak mocno, że aż byłam w szoku. Pierwsza ciąża to coraz to nowsze odkrycia i radości z najdrobniejszych zmian. A ile frajdy te kopniaki mi dostarczają :D! Fakt, bardzo rzadko udaje mi się uchwycić moment tego wariactwa i gdy kładę pospiesznie rękę męża na brzuchu, nic już nie czuć. Mały czuje chyba uspokajającą moc dotyku tatusia. Oby uspokajał się też tak pięknie już w jego ramionach;)
Co jeszcze u nas? Wreszcie się pięknie wysypiamy :D Poduszka przynosi oczekiwane rezultaty i teraz budzę się maksymalnie raz. Używam jej też do leniuchowania w trakcie dnia. Ach, taki wypoczynek to czysta przyjemność;)
Dziś zrobiłam sobie badanie krwi: wszystko niby ładnie, pięknie, ale hematokryt i hemoglobina delikatnie poniżej normy. Podczas poprzedniej wizyty moja gin zapewniała mnie, że tak niskie odchyły to nic groźnego, więc teraz też się nie stresuję:) Czujemy się rewelacyjnie, apetyt nam dopisuje i wreszcie wróciłam do wagi sprzed ciąży! Teraz będziemy już tyć:)
W sobotę od męża dostałam w prezencie książkę o przygodach Mikołajka, by czytać synkowi. Pierwszy rozdział przeczytał jednak tatuś. Opowieść była tak śmieszna, że sama się dobrze bawiłam. Dziś moja kolej:)
 

piątek, 7 marca 2014

Cudowną poduszkę mam:-)

Od kilku długich tygodni budzę się 5-6 razy w nocy. Robię to, ponieważ z czasów sprzed ciąży mam bardzo zły nawyk spania na brzuchu i tak bardzo boję się, że zrobię Groszkowi krzywdę przez przypadek, że każdy obrót z boku na bok kończył się dotąd przebudzeniem. Nie muszę mówić, jak zmęczona wstawałam każdego poranka. Chcąc jako tako wyglądać w pracy, musiałam spędzić w łazience trochę więcej czasu niż zwykle. A że jestem śpiochem, każde wydarte pięć minut snu to mały dramat;-) Wyczytałam w internecie, że istnieje sposób na moje nocne pobudki: poduszka dla kobiet w ciąży. Ma kształt cyfry 9, więc można ją tak ułożyć wokół ciała, by podtrzymywała plecy i brzuszek, a końcówka służy za klin pomiędzy nogi, by biodra odpoczywały w dobrej pozycji. Wybrałam taką firmy Poofi, ponieważ jest uszyta z mięciutkiego materiału- takiego misiowego;-), a w środku wypełniona jest silikonem, dzięki czemu nie będzie się szybko odkształcać. Ma dwie strefy- twardą i miękką. Pokrowiec można ściągnąć i wyprać, a że jestem alergikiem, jest to dla mnie bardzo ważne. No i jest ładna kolorystycznie- nie to, co w przypadku firmy Motherhood. Tyle teorii, teraz praktyka. Pierwsza noc za mną. I sukces! Obudziłam się tylko dwa razy! Przespałam całą noc na lewym boku, co w naszym przypadku jest bardzo ważne i czuję się bardzo wypoczęta:-) mam nadzieję, że dziś będzie co najmniej tak samo łatwo i przez dobry sen zregeneruję się po piątkowych dość forsujących jak na ciężarną ćwiczeniach:-) Trenowałyśmy z wykorzystaniem piłek i ciężarków szczególnie mięśnie rąk, ud i pośladków. Powoli dopadają mnie pierwsze bóle, bo to był mój drugi raz na fitnessie po dwutygodniowym chorobowym. W środę powitała mnie Zumba z elementami bachaty. Ale się wytańczyłam- aż Groszkowi się udzieliło;-) A oto mój nabytek:

poniedziałek, 3 marca 2014

Jesteśmy na półmetku

Rozpoczęliśmy właśnie 20. tydzień ciąży:) Aż strach pomyśleć, jak szybko ten czas upłynął... A ile pięknych wspomnień przyniosły te ponad cztery miesiące! Od radości po zobaczeniu drugiej fioletowej kreski, przez rozwój naszego Groszka dokumentowany zdjęciami USG, po wydatny brzuszek, który coraz śmielej od środka jest kopany, głaskany, roztańczony. W sobotę wybraliśmy się z mężem na koncert Myslovitz. Wiedziałam, że hałas za bardzo się Groszkowi nie spodoba, więc usiedliśmy daleko od sceny. Na nic to. W trakcie koncertu jeszcze tego tak mocno nie odczuwałam, ale gdy tylko wyszliśmy, poczułam małą rewolucję. Na początku miałam wyrzuty sumienia, że nasz synek musiał strasznie bać się tych odgłosów, ale rozmawiałam z kilkoma koleżankami, które niedawno urodziły i one przyznały, że przez całe 9 miesięcy nie odmawiały sobie niczego, a na ich dzieci w ogóle to nie wpłynęło. No właśnie: ciąża to nie choroba. Ale tak szczerze, to następnym razem pięć razy się zastanowię, nim zafunduję Groszkowi takie przeżycia. Wiadomo, wszystkiego przewidzieć się nie da. Bo wczoraj natomiast poszłam pierwszy raz od wielu miesięcy pokibicować mojemu mężowi- amatorowi koszykówki, podczas jego meczu. Od czasu do czasu włączała się głośna syrena, a Groszek znów skakał w brzuchu zaniepokojony. Ale od dziś tylko spokój:) W środę wracamy na ćwiczenia, które przerwałam przez zatoki i przeziębienie. Zamierzam puszczać maleństwu płytę "Od brzuszka do uszka maluszka" i pozytywnie go nastrajać. A za kolejnych 20 tygodni, spotkamy się już po tej stronie.

P.S.
Komoda prawie gotowa:) Złożyliśmy już korpus i wszystkie szuflady. Zostało jedynie przykręcenie do szuflad szyn i zamontowanie drzwi. I gotowe, jak to mawia Perfekcyjna Pani Domu;)