Łączna liczba wyświetleń

środa, 25 czerwca 2014

Ciuszkopranie, czyli Groszek ma pełną szafę

Niedziela upłynęła w miłym towarzystwie gości. Wpadli moi rodzice, brat, teściowa i szwagierka. Oczywiście, wszyscy byli ciekawi, co też zawiera już wyprawka Groszka. W ruch poszły ciuszki, kocyki, ręcznik, podgrzewacz, a przede wszystkim wózek. Został rozmontowany, poskładany, wypróbowano wyposażenie. Rozmowa przez calutki wieczór dotyczyła Groszka i generalnie dzieci. Mamom zebrało się na wspomnienia:-)
Poniedziałek to Dzień Taty. Mąż dostał więc od synka nie tylko radosne kopniaki, ale także babeczkę z kremem i owocami. Wieczorem wybraliśmy się do mojego taty z życzeniami, a potem na cmentarz do teścia zapalić znicz.
Wtorek. Pamiętacie, jak wspomniałam, że wzięłam udział w pewnym konkursie i liczę, że wygram laktator? Oczywiście się przeliczyłam, ale w ramach wyróżnienia zdobyłam butelkę. Dobre i to;-) Zabrałam się  też za pranie. Sterta była ogromna! Najpierw w obroty poszły największe rzeczy- prześcieradło, ręczniki, koce. Roboty co niemiara, szczególnie z płukaniem. Wywiesiłam to wszystko na balkon i w tej chwili usłyszałam grzmot burzy. Pięknie! Pędem pranie zebrałam i przewiesiłam do łazienki...I na tym trzeba było zakończyć, bo linek nie starczyło już na ciuszki...Zabrałam się więc za nie dzisiaj. Myślałam, że kupiłam ich niewiele, ale podczas prania uświadomiłam sobie, że kilka rzeczy mogłam sobie podarować. Teraz czeka mnie żmudne prasowanie. I zabierzemy się wtedy za pakowanie torby:-)

sobota, 21 czerwca 2014

Pierwszy rok minął jak jeden dzień

Dziś dla nas dzień szczególny:-) Dokładnie rok temu o godzinie 16 powiedzieliśmy sobie "tak". Ja w sukience uszytej na wzór tej Audrey Hepburn z filmu "Funny face", z bukietem z eustomy własnoręcznie zrobionym i w koronkowych rękawiczkach pożyczonych od mamy, a on w klasycznym garniturze, w którym wyglądał bosko. Pogoda nie zawiodła. Było cieplutko, a nawet gorąco. Nie to, co dziś...
Po przysiędze złożonej w urzędzie, życzeniami od gości i lampce szampana pojechaliśmy bryczką do hotelu, w którym czekała już na nas sala. Pierwszy taniec do utworu "Sway" . Goście nie mogli się nadziwić, gdy przyznaliśmy, że nie ćwiczyliśmy wcześniej. On prowadził mnie jak rasowy tancerz. Całą noc nie schodziliśmy z parkietu.
Eh, łezka się w oku kręci:-)  Tym bardziej, że mój mąż od rana wprowadza romantyczny nastrój. Z samego rana pobiegł do sklepu po świeże bułki, zrobił pyyyyyszne śniadanie. W prezencie ( choć prosiłam, by w tym roku nic nie kupować ze względu na wydatki wyprawkowe) kupił mi serduszko- charmsa do bransoletki. Potem było słodkie leniuchowanie, a przed chwilą wróciliśmy z kolacji w dobrej restauracji. Zjadłam żurek z przysmażanymi ziemniakami i pierś z gęsi w śliwkowym sosie z kopytkami i czerwoną kapustą. Pycha! A wszystko to w atmosferze radości z oczekiwania na Groszka. W końcu rok temu był dopiero w planach. Dziś z nami świętował w brzuchu, a za rok jako duży już chłopiec wybierze się z nami do restauracji;-)



środa, 18 czerwca 2014

2400 groszkowych gramów

Kolejna wizyta u pani doktor za nami:-) I same dobre wiadomości! Moja szyjka trzyma się dzielnie. Odgięła się do tylu, ale jej długość pozwala przewidywać, że maluch nie spieszy się na ten świat i przyszłe tygodnie jeszcze spędzi w moim brzuchu. Podczas usg Groszek pił słodko wodę. Wyglądał jak mała rybka;-) Niestety, jest trochę przyciśnięty twarzą do łożyska i martwię się, by nie miał noska jak kartofel przez to, ale pani doktor uspokajała nas, że jak mu będzie bardzo źle, to sam się przesunie. Wszystkie narządy pięknie się rozwijają. Nasz synek waży już wg różnych programów 2300-2400 g. Obstawiam więc, że Groszek po porodzie będzie ważył ok. 3500 g. Zobaczymy, czy moje przeczucie się sprawdzi;-) Wciąż nie tyję, ale gin stwierdziła, że widać już tak zostanie do końca ciąży, że to w małego będę inwestować. Dostałam jedynie tabletki z żelazem powolnego uwalniania, by podciągnąć trochę wyniki, bo poniżej normy mam hemoglobinę, hematokryt i erytrocyty. Żelazo spada, ale na początku ciąży miałam go za dużo, więc teraz jest w granicach dolnej normy i lepiej, by już tak zostało i by zahamować dalszy spadek.
W piątek dotarł wózek. Jest rewelacyjny tak na sucho. Zobaczymy, czy sprawdzi się także w praniu;-)  W sobotę natomiast ruszyliśmy na objazd po mieście. Wpadliśmy do trzech sklepów. Rezultat: kupione łóżeczko, pościel, prześcieradło, ręcznik z kapturkiem, koszula nocna dla mnie, pampersy, termometr do wody, czapeczka, oliwka, koc, kołdra i poduszka. Czyli łącznie z internetowymi zakupami, na które czekam, zdecydowaną większość na liście mogłam już odhaczyć;-) dziś zamówiliśmy materac. Biłam się z myślami, jaki wybrać. Gryka odpada- za dużo naczytałam się o robakach, pleśni i innych "gratisach". Kokos odpada, bo za twardy. Lateks odpada, bo za drogi i może uczulać. Zatrzymaliśmy się na takim z pianki wysokoplastycznej o właściwościach antyalergicznych firmy Hilding. Nie chcę już myśleć, czy dobrze zrobiliśmy. Ten temat w mojej głowie uważam za zamknięty- nic już teraz przecież nie zmienię.
Przez internet kupiłam też koszulę do porodu. Ma po bokach guziczki ułatwiające karmienie i słodkie dwie żyrafki. W szkole rodzenia poradzili nam, by nie inwestować za dużo w taką koszulę, bo po porodzie czasami bywa, że nadaje się do wyrzucenia. Zapłaciłam więc łącznie z przesyłką 22 zł;-) A na potem kupiłam w sobotę koszulę nocną zdecydowanie lepszej jakości i bardziej elegancką. Ma również system ułatwiający karmienie- dwie klapki w miejscu piersi.
Teraz muszę jeszcze wybrać się do apteki po Octenisept, Bepanthen, sól fizjologiczną, jałowe gaziki. Z wanienką się wstrzymamy do ostatniej chwili. Mamy niezbyt duże mieszkanie, więc chcemy je zagracić jak najpóźniej;-) Dyskutujemy też wciąż o przewijaku. Z zakupem laktatora też się wstrzymuję- wzięłam udział w jednym konkursie i mam cichą nadzieję, że ten przyrząd trafi właśnie do mnie. Jednym zdaniem: daję sobie czas do końca czerwca, by całkowicie skompletować wyprawkę:-)
A tak wyglądamy w 35. tygodniu:-)


środa, 11 czerwca 2014

Lepiej późno niż wcale, czyli o kompletowaniu wyprawki

Mija ósmy miesiąc, a my wciąż nieprzygotowani na przyjęcie nowego domownika...Maj dał mi się we znaki i upłynął nie tak, jak sobie to zaplanowałam...Zączęliśmy więc gorączkowo szykować Groszkowi wyprawkę. Budzę się codziennie z myślą, by mój synek zechciał jeszcze trochę pobyć w brzuszku, ale rzeczywistości nie da się zaklinać w nieskończoność. Pierwsze zakupy poczynione: w Biedronce znalazłam mięciutki kocyk i w promocji płyn Lovela do prania ubranek, a w Rossmannie w megapromocji czteropak chusteczek do higieny. Kupiłam więc dwa. A dziś zamówiliśmy Groszkowi brykę:-D



Bryka pochodzi z firmy Dorjan i jest modelem prestige 2 dreamer. Ma same super oceny mamusiek w internecie, a inny model tej samej firmy miałam okazję obejrzeć w sklepie. Świetnie się prowadzi, jest lekki, całkowicie rozkładalny, wygodny we wpinaniu, można używać go tyłem i przodem do kierunku jazdy, a to, co mi się najbardziej podoba, to możliwość przedłużenia budki i dzięki temu Groszek będzie dokładniej chroniony przed słońcem i wiatrem. Zamówiliśmy wersję 3 w 1. Ma dotrzeć do nas w piątek.
A w sobotę umówiliśmy się z mężem na rajd po sklepach w poszukiwaniu łóżeczka i reszty całego wyprawkowego bałaganu.
Dziś zrobiłam dokładną listę i będę odhaczać zakupione elementy. Proszę tylko o poradę: zatrzymałam się przy rożku lub otulaczu. Co doradzacie kupić, co Wam się bardziej przydało?

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Groszek nie pozna już swojej prababci:-(

W niedzielę 1 czerwca o godzinie 21.15 przestało bić serduszko mojej babci. Minął tydzień, a ja nadal nie jestem w stanie w to uwierzyć...

Miało być inaczej...Szykowaliśmy się do wyjścia babci ze szpitala. W niedzielę podczas rodzinnego obiadu obmyślaliśmy, jak poukładać teraz nasze życie. Że wynajmiemy opiekunkę, która raz w tygodniu będzie się babcią zajmować. Że wypożyczymy przeciwodleżynowe łóżko, bo babcia się nie poruszała. Że pielęgniarka będzie przychodzić, by babcię nakarmić sondą. Pojechałyśmy wieczorem z mamą do szpitala. Babcia tak pięknie wyglądała! Była spokojna, patrzyła na nas, jednak dużo spała. Około 19.30 pożegnaliśmy się z nią. Podeszłam do niej, pocałowałem w czoło i powiedziałam: do widzenia! Jutro przyjdę na dłużej. Odpowiedziała: Do widzenia!

Około 21.40 zabrzmiał mój telefon. Dzwonił mój brat, który mieszka z rodzicami. Przeczuwałam, że o tej porze dzwoni w ważnej sprawie. Gdy usłyszałam w słuchawce złą wiadomość, rozpłakałam się jak dziecko. Jak to??? Przecież niecałe dwie godziny temu wszystko było dobrze! Przecież obiecałam, że zobaczymy się następnego dnia!

Okazało się, że w jednej sekundzie serduszko babci przestało bić. Tak po prostu, po cichu. Niczego więc nie czuła, zasnęła spokojnie.

Nie mogłam powstrzymać rozpaczy. Byłam z babcią bardzo zżyta. Wychowała mnie praktycznie, bo rodzice pracowali. Wiedziałam, że nie powstrzymam płaczu, nawet gdy będę tego bardzo chciała.
Groszek zrozumiał. Oczywiście, udzieliły mu się moje emocje i też dla niego starałam się opanować i zasnąć. Następnego dnia czekało nas przygotowywanie pogrzebu. Nie chciałam i nie mogłam zostawić mamy. Szpital, urząd miasta, kościół, zakład pogrzebowy, sala na stypę. I ten przejmujący smutek.

Groszek przez ten cały czas był moim wsparciem. Myślałam o nim: by mu nie zrobić krzywdy, by wytrwał ten koszmarny okres. Prababcia bardzo na niego czekała. Dopytywała o niego. Tym bardziej nie chciałaby, aby stało się coś złego.

W czwartek babcia spoczęła na cmentarzu. [*]