Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 10 września 2015

Wróciłam do pracy

Stało się. Mój najpiękniejszy czas w życiu zakończył się wraz z powrotem do pracy. Pod nazwą najpiękniejszy czas w życiu kryje się okres ciąży i 13-miesięcznego urlopu macierzyńskiego połączonego z zaległym urlopem. Już za mną epoka odkrywania uroków macierzyństwa, cieszenia się z każdego nowego dnia, który przynosił wciąż nowe, nieodkryte dotąd doznania. W każdej minucie mogłam być z moim synkiem, opiekować się nim, cieszyć razem z nim, pomagać mu rozwijać się, bawić się, rozweselać w gorsze dni, podbijać razem z nim świat. Wspólne śniadania, spacery, wolne chwile na czas drzemki - tego mi teraz najbardziej brakuje. I choć dobiega końca drugi tydzień pracy, wciąż nie oswoiłam się z myślą, że teraz kto inny będzie dzielił z Mikim większość dnia.

I teraz ta jaśniejsza część wpisu;) Tym kimś, kto teraz zajmuje się moim synkiem są dwie wspaniałe babcie, które świata poza wnukiem nie widzą. Dzięki temu jestem bardzo spokojna i łapię się na tym, że czasami przez cały dzień nie myślę, co w domu się dzieje. Wiem, że babcie nie skrzywdzą Mikiego i staną na rzęsach, by nieba mu przychylić. Konsultują ze mną zresztą bardzo dużo rzeczy i póki co nie złapałam ich na żadnym zabronionym czynie;) Dzięki nim mój powrót do pracy nastąpił tak płynnie, że oprócz tego, że muszę wieczorami gotować, prać i sprzątać, jakby nic się nie zmieniło.

No i wciąż karmię. Jestem z tego dumna, nie ukrywam. Miki po moim powrocie już czeka na cyca, bez niego nie zaśnie i w nocy także jeszcze się kilka razy budzi. Ale rano już następuje przerwa na czas mojej nieobecności i przed wyjściem tragedii nie ma. Póki co jeszcze uciekam po kryjomu, bo każda próba pożegnania dotąd kończyła się rykiem. Ale kiedy wyjdę niepostrzeżenie, wtedy jest spokój. Nie wiem, czy to humanitarne, czy nie, ale nie umiem na razie wypracować innego schematu.

A Miki ma się świetnie. Rozwija się tak szybko, że każdy dzień przynosi jakieś zaskakujące sytuacje. A to sam z siebie włączy radio i jeszcze sobie sam podgłośni, innym razem wykombinuje jak ułożyć klocki w wieżę, albo jak włożyć na drążek kółeczka. Śmiesznie tupta tym swoim kaczym chodem. Czworaki to już prehistoria. Waży 12 120 g. Wiem, bo dziś byliśmy na kontroli u pediatry;) I tylko AZS męczy biedaczka...

czwartek, 20 sierpnia 2015

Chodzi!Sam!

Dziś Miki zrobił kolejny milowy krok i to dosłownie! Stoję w kuchni przy gazówce, Miki kręci mi się przy nodze. I nagle jak nie ruszy na dwóch nogach do lodówki! Aż mi dech zaparło! By sprawdzić czy to nie przypadek, postawiłam go na środku kuchni i zaprosiłam do pójścia w moją stronę. Poszedł:-) Potem jeszcze w pokoju go namówiłam, by do mnie przyszedł, a po chwili sam postanowił wypróbować nogi i ruszył pomiędzy stołem a telewizorem, czyli jakieś pięć kroków naraz. Jestem z niego dumna! Wszyscy jesteśmy:-)! Tak potuptał, potuptał i padł- śpi słodko nasz aniołek i pewnie porządny sen przyjdzie dopiero około 22...

A jutro dowiemy się, co z anemią.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Roczny chłopiec to dusza towarzystwa

Wracam do pisania, bo wiele się u nas wydarzyło. Przede wszystkim dziecko mi się zmieniło nie do poznania. Najbardziej widać to po rozwoju komunikacyjnym. Miki zaczął ogarniać świat pokazując go paluszkami. Jasno wskazuje kubeczek, gdy chce mu się pić. Na stole wypatrzy ciasteczka, to da mi znać, że też chce. Gdy raz na balkonie widzieliśmy przelatujący samolot, to od tamtego czasu kilka razy dziennie Groszek wyciąga palec ku niebu i mówi to swoje aaaaaaaaaaa. Generalnie Miki bardzo mało mówi. Zapomniał nawet o swoich dwóch słowach- baba i mama. Teraz wszystko jest a lub e. Trochę mnie to martwi, ale słyszałam, że u chłopców to normalne, więc jeszcze nie panikuję. Słabo też z chodzeniem. To znaczy, chłopak swietnie przesuwa się wzdłuż przedmiotów i za rękę poprowadzony chodzi na dwóch nogach, ale jeszcze boi się sam trzymać równowagę. Trochę mi plany napsuł prezent od chrzestnej, która na roczek bez pytania kupiła mu popychacz. Wolałabym, by Miki nie przyzwyczajał sie do pomocy przy chodzeniu, bo to go rozleniwia, ale cóż począć- mały śmiga po pokoju za swoim pojazdem niczym błyskawica. Jest baaaardzo sprawny motorycznie pomimo swojej masy. Bez problemu pokona schody, przejścia, wspina się, ześlizguje. Mały cyrkowiec.
Coraz chętniej synek sam się karmi. I nie tylko zjada sam ciasteczka, chrupki czy owoce i warzywa. Gdy ma wenę, bierze się za szuflowanie łyżeczką. Jednak jeszcze podstawowym sposobem jedzenia jest karmienie go. Pije za to pięknie wyłącznie z kubeczka 360 i zwykłych kubków.
Mierzy 77 cm i waży 12 100 g. Wiem, bo przeżyliśmy już kolejne szczepienie. Miki nawet nie pisnął. Ma dużo ciałka, to pewnie nawet nie poczuł;-)
I teraz najważniejsze: ten nasz duży facet, co to je pięknie wszystko, co mu się da i jest wciąż karmiony piersią, ma anemię! Wykryliśmy ją przypadkiem. W nocy z poniedziałku na wtorek Miki ładnie zasnął. Po godzinie usłyszałam kwilenie, ale nie tak mocne, jak zwykle. Wchodzę do kto pokoju, a on leży, jakby spał i nadal kwili. Pomyślałam, że mu sie coś przyśniło, więc go wymuję. A on wiotki jak kukiełka. Przystawiłam do piersi, nic. Zero reakcji. Pionizuję go, zapalam światło, a on ma zamknięte oczy i głowa mu ucieka. Widziałam, że jest siny w okolicy ust, wiec krzyczę do męża, by wzywał karetkę, a ja impulsywnie biję go po pupie, bo zostałam pouczona, że to najlepszy sposób na wrócenie oddechu malcowi. Po kilku klapsach Miki się rozryczał i wszystko wróciło do normy. Karetka przyjechała migiem, ale jak przyjechali, tak pojechali, nie widzieli już nic niepokojącego. Następnego dnia mieliśmy mieć szczepienie, więc poszliśmy do przychodni i lekarka dała nam po naszej opowieści skierowanie na badanie krwi. No i wyszło szydło z worka. Wyniki słabe, więc być może przez niską hemoglobinę i nieznośny upał Miki nie mógł złapać oddechu i stąd ten nocny alarm. Od tamtego czasu Groszek wcina żelazo. Na szczęście, jak dotąd, nie ma problemu z zatwardzeniami, czego po swoim doświadczeniu z żelazem się bałam. Daję mu więcej mięsa cZerwonego, dużo buraczków, owsianki i wszystkiego, co ma witaminę C ułatwiającą wchłanianie żelaza. Zobaczymy za dwa tygodnie, czy wszystko się poprawi. Oby!
Da tygodnie temu byliśmy przez pięć dni w Jastarni. Najpierw się piekliłam na pogodę, bo było dość deszczowo i pochmurno, ale teraz dziękuję za nią Bogu z perspektywy czasu. Mogliśmy kilka godzin posiedzieć na plaży, pochodzić na spacery. A przy żarze lejącym się z nieba, byłoby to wykluczone. Miki mógł sobie poczworakować po plaży, tylko nóg nawet w morzu nie zamoczył. Ja zresztą tylko do kostek. I niestety śpuąc z nami w jednym łóżku, przyzwyczaił się do takiej formy usypiania. Co ja teraz mam za tragedię w porze spania! Jeden wielki płacz po włożeniu do łóżeczka. Dlatego godzę się, by zasypiał na naszym materacu, a potem go przekładam. Na materacu wystarczą dwie minuty i chłopaka nie ma. Myślimy więc o tym, by za jakiś czas po prostu przenieść się do drugiego pokoju na sofę, a Mikiego zostawić już tylko z materacem. Grunt to dobry sen, a skoro jemu to daje spokojne sny...
Miki robi furorę wszędzie, gdzie idziemy. Jest tak kontaktowy i zawsze uśmiechnięty, a do tego tak słodko okrągły, że nie sposób się do niego także nie uśmiechnąć. Do tego nauczył się robić papa i daje słodkie buziaki w policzek. Czy to na zakupach w markecie, w kościele, na imprezach, chłopca podziwiają wszyscy. Normalnie dusza towarzystwa! Do tego odkrył, że istnieją obok inne dzieci i lgnie do nich każdego dnia. Poszliśmy więc po raz pierwszy do piaskownicy, którą mamy pod blokiem. Tam okazało się, że w tym samym bloku mieszka chłopiec pół roku starszy- Szymon. Oni już niedługo będą rządzić na placu zabaw! Miki jeszcze obserwuje, ale już widzę, jak chce naśladować Szymka i jego starszego brata Julka. Cieszę się, że nie będzie się musiał za chwilę bawić sam pod blokiem, a i do szkoły chłopcy razem pójdą. Cieszę się tym bardziej, że Szymek i Julek mają fajną mamę, więc mam z kim pogadqć, gdy Miki przesypuje piasek.
W ciągu dnia pizmieniały nam się pory drzemek. Teraz zazwyczaj Miki śpi raz gdzieś w okolicach 13, a wieczorem szybko jest senny, ale przez to, że tata wraca późno z pracy, pora snu nadal sytuuje się w okolicy 21.
A ja wracam we wrześniu do pracy i przyznam szczerze, że już się tego nie mogę doczekać.

poniedziałek, 20 lipca 2015

I po groszkowej imprezie

Niedziela była pełna wrażeń. Najpierw pojechaliśmy do kościoła. Miki nie chciał tak szybko tam zasnąć, więc gdy już na chwilę przed końcem mszy oczy mu się zamknęły, trzeba było potem pójść na spacer. Więc podreptali- tata i syn. Ja pojechałam odebrać tort i kupić kiełbasę do leczo. Gdy wróciłam, ich jeszcze nie było. Ogarnęłam więc dom i zaczęłam przygotowania. Nadmuchałam baloniki, rozłożyłam biały obrus. Gdy wrócili, Miki dostał obiadek, tata miał chwilę dla siebie. Nim się obejrzeliśmy, wybiła godzina zero. Z hukiem wpadli goście: babcie, dziadek, prababcia, ciocia, chrzestna i chrzestny. Miki w białek koszulce i krawacie przywitał całą tę wesołą bandę swoim najlepszym uśmiechem. No i się zaczęła impreza! Załatwiłam nawet synowi fajerwerki- za oknem błyskało i grzmiało aż strach! Po buziakach wjechał tort i szampan. Jubilat w swoim krzesełku najpierw wysłuchał naszego sto lat, a potem z szelmowskim uśmieszkiem zanurzył łapkę w torcie. Spróbował, ale chyba nie bardzo mu smakowało;-) Potem rozpakowaliśmy prezenty. Większość gości podarowała Mikiemu pieniądze i uzbierał chłopak niezłą sumkę. Dostał też furę ciuchów, garnuszek na klocuszek Fisher Price'a, książkę, klocki Duplo, kosmetyki i chodziko-popychacz Smiki. Potem na stół trafiły różaniec, kieliszek, książka, moneta i piłka do kosza ( mąż chce, by synek został graczem NBA;-)). I co wybrał nasz mały diabełek? Różaniec! Oczywiście, traktujemy to jako zabawę, ale mąż uważa, że sfingowałam wyniki testu, bo rzeczywiście poprawiłam różaniec i za chwilę Miki po niego sięgnął. Ale fakt jest też inny: druga w ręce Groszka trafiła książka, potem kieliszek, moneta, a piłka jak leżała, tak leżała;-)
Burza minęła, a ja przygotowałam kolację. Nic szczególnego, raczej menu szybkościowe: leczo, tradycyjna sałatka warzywna, wędlina, pomidory.
Miki szalał przez cały czas i po kolei z każdym się bawił, więc nie zdziwiło mnie, gdy po 19 zachciało mu się spać. Położyłam więc go, a my siedzieliśmy sobie i gadaliśmy. Po godzinie jubilat otworzył oczęta, a goście pożegnali się i wyszli.
Groszek po dniu pełnym wrażeń był żywotny jeszcze do 21.30. Potem kąpiel i usypianie, które ostatnio kończy się wielkim rykiem. Po raz drugi pistanowiłam płacz przeczekać udając, że mnie nie ma w pokoju i po raz drugi sukces- po kilku minutach synek się uspokoił, wyciszył i sam zasnął w łóżeczku. Pobudka o 3, o 6 wzięłam go do nas i tak pispał szkrab do 9.30, co mu się ostatnio nie zdarza.




niedziela, 5 lipca 2015

Prawie roczniak

Jeszcze chwila, jeszcze moment i będę mamą roczniaka. Nie wierzę w to, co piszę! To już? Szok! Trzeba w głowie sobie poprzestawiać. Bo Miki to już nie niemowlak, a coraz większe dziecko. Je już prawie tak jak dorosły. Nosi ciuszki nr 86. Ba, ostatnio nawet buty pierwsze dostał. Sandałki firmy Ren But. Póki co pełnią funkcję ozdobną, bo synek porusza się jedynie przy meblach, ale tylko patrzeć aż sam ruszy w świat. Wieczorem szczotkujemy zęby, bo choć mleczaki, to zdrowe być muszą. Miki pije z kubeczka Lovi 360. Super wynalazek! Przesiadł się do dorosłego fotelika Recaro young sport. Szafki, półki a nawet wanna to źródło zabawy- wszystko idzie w ruch. Na spacerach coraz częściej wózek jest odwrócony ku ulicy, taki ciekawy świata jest nasz szkrab.

I tylko w nocy nadal pobudki... Czasami z przerwą 4-5 godzinną, ale jednak najczęściej co 2-3 godziny.

Planuję imprezę. Zamówiłam tort. Kolorowy, z ciuchciami, trawą i muchomorami. Zaproszenia ręcznie robione przez koleżankę cudotwórczynię się robią. 19 lipca więc świętujemy!

środa, 1 lipca 2015

Mamamamama

O prawie miesiąc spóźniło się słowo mama:-) I jeszcze żeby było śmieszniej, Miki uraczył tym pierwszym nowym słówkiem nie mnie, a mojego męża;-) No i teraz mamy w domu zazdrość unoszącą się w powietrzu: dlaczego jeszcze nie mówi tata?

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Groszek chory

Pierwszy raz od urodzib Miki nam się rozchorował. Tydzień temu w sobotę pojechaliśmy na działkę. Tam synek mógł sobie pobaraszkować na kocu, a że było upalnie, siedzieliśmy sobie w cieniu popijąc- ja Karmi, on wodę. Gdy przyszła pora obiadowa, Groszek krztusił się jedzeniem. Zrzuciłam to na zbyt duże kawałki ziemniaka. Do wieczora wszyscy byliśmy w dobrych humorach. Gdy dojechaliśmy do domu okazało się, że Miki ma gorączkę ponad 38-stopniową. Nic po nim nie było widać, choć mąż usilnie mi wmawia, że od rana zauważył szkliste oczy naszego berbecia;-)
Zrobiliśmy więc kąpiel, która lekko ochłodziła dziecko. Niestety, w nocy temperatura skoczyła do ponad 39 stopni. Nie było na co czekać, syrop przeciwgorączkowy poszedł w ruch i pozwolił Mikiemu zasnąć. Rano powtórka z rozrywki- znów 39...Pojechaliśmy do lekarza. Pani doktor zajrzała w gardło i stwierdziła zapalenie...By nie podawać od razu antybiotyku zaproponowała Tantum Verde, syrop przeciwwirusowy Neosine i mocniejszy lek przeciwgorączkowy. Miki jak zwykle był pogodnym dzieckiem, nie widać było po nim choroby. Tylko pomimo kuracji co kilka godzin zbijaliśmy wysoką gorączkę. We wtorek było to już dla mnie nieznośne- ile można go szprycować? Pojechaliśmy do innej lekarki i ona zaglądając w gardło orzekła, że jest tak brzydkie, że nie ma innej rady- antybiotyk. Po podaniu wieczorem pierwszej dawki temperatura się uspokoiła. Przez cały tydzień siedzieliśmy więc w domu,a jak wiadomo- w czasie deszczu dzieci się nudzą;-) Trzeba było się wysilać, by nasze marudeńko wciąż miało coś do roboty. Na szczęście, mąż miał tydzień urlopu, więc jego pomoc była nieoceniona. Biedak tylko nie wypoczął, co miał w planie:-)
Dziś koniec kuracji antybiotykowe, jedziemy na kontrolę.
Oby Miki wrócił do swej tradycji niechorowania!

czwartek, 4 czerwca 2015

Wstał!Stoi!

Dawno mnie tu nie było,ale jestem usprawiedliwiona. Przeżyliśmy moje urodziny, zaległy obiad u teściowej z okazji Dnia Matki, w niedzielę wizytę u moich rodziców, w poniedziałek pierwszy Dzień Dziecka Mikiego. Ciągle coś! A we wtorek synek zrobił coś,czego jeszcze się nie spodziewaliśmy. Siedział przy sofie i po prostu jak gdyby nigdy nic, wstał i stał tak w najlepsze kilka minut. Zaciekawił go komputer leżący na sofie i ciekawość uniosła go na nogach;-)A od wczoraj Miki stoi już w najlepsze gdzie tylko dusza zapragnie i zaczyna się powoli przesuwać przy sofie. Czworakowania też się tak szybko nie spodziewaliśmy z powodu ciężkiego tyłeczka Mikiego, a tu chłopak nam się tak rozpędził, że w kilka dni pokonywał już znaczne odległości. Dziś już o turlaniu nawet nie pamiętamy. A już za chwilę nastąpi era pierwszych kroków...





środa, 20 maja 2015

Mój 10-miesięczniak

Co prawda jeszcze nie dziś, ale w piątek Miki skończy 10 miesięcy. Jutro mam urodziny, więc wiem, że najbliższe dni nie pozwolą czasowo na podsumowanie. A więc:
- Miki waży prawie 12 kilo. Tak, tak...Tyle dźwigam...
- mierzy ok.77 cm.
- ma osiem zębów i kolejne dwa tylne są od kilku tygodni w natarciu.
- ma jedną lub dwie drzemki dziennie. Jedną na spacerze około południa, a dwie, gdy najpierw zaśnie około 10, a potem pada znów o. 15.
- je wszystko, co może już jeść i wszystko mu smakuje.
- czworakuje i dobiera się do każdego miejsca, które mu przyjdzie do głowy.
- jest fetyszystą stóp- uwielbia oglądać stopy innych osob i ten widok go rozśmiesza
- kocha nasze laczki. Potrafi przetuptać cały pokój, by się do nich dobrać i oczywiście po chwili zabawy lądują w jego buzi, co usilnie ganimy.
- wstaje na kolana. Szczególnie dobrze mu to wychodzi przy oknie balkonowym i przy sofie. Jeszcze chwila i chłopak zacznie chodzić!
- przesypia spacery, nie ma go około dwóch godzin.
- w nocy budzi się co dwie godziny. Nadal go karmię piersią. Około 5-6 zabieram go jeszcze do łóżka i pośpi z nami do 7-8.
- jest najbardziej uśmiechniętym dzieciakiem jakiego znam. Śmieje się przez cały dzień do każdego, a szczególnie pięknie do babć.
- nadal mówi tylko słowo baba i kilka swoich własnych dźwięków.
- nosi pieluszki największe z każdej firmy. Ostatnio oryginalne pampersy mu przeciekają i nie mam pomysłu dlaczego.
- przechodzimy do ubranek rozmiaru 86.

czwartek, 14 maja 2015

Nie śpi on, nie śpię ja

Od ponad tygodnia Miki ma wielkie problemy ze spaniem. Kładę go tradycyjnie po wieczornych oblucjach około godziny 20.30. Zje co swoje z piersi i szybciej lub później usypia przy piersi lub w swoim łóżeczku. No i śpi do 22 lub w porywach do 23. Potem pobudki przydarzają się co godzinę, a czasami nawet co pół. Szaleństwem są całe dwie godziny. O godzinie 5, najpóźniej o 6, następuje ostateczne rozbudzenie i wtedy Miki trafia do naszego łóżka. Przymknie oko lub nie, jak mu się zachce. Dziś na przykład pospał jeszcze do 7. 
Dlaczego o tym piszę? Bo jeszcze tydzień temu zdarzyło się synkowi przespać całą noc, a regułą była już tylko jedna pobudka około 2. No i ktoś mi dziecko podmienił. Zęby? Zbyt dużo wrażeń? Lęk separacyjny? Niech ktoś mi pozwoli pospać choć trzy godziny ciągiem!!! Błagam!!! 

wtorek, 12 maja 2015

No i ruszył w świat na czworakach!

Siedzę sobie dziś na sofie i delektuję się wolną chwilą, podczas gdy po podłodze grasuje Miki. Nagle pod stół wjeżdża samochodzik, a za nim na czworakach mknie mój syn! To był pierwszy raz, gdy ruszył przed siebie na kolanach, a nie pełzając lub kulając się. Byłam tak zdumiona, że aż mnie zatkało, bo jeszcze kilka chwil wcześniej Miki nie komunikował, że wie już, co zrobić z rękami, by czworakować. To naprawdę wielki dzień dla tego małego człowieczka.

wtorek, 5 maja 2015

Siadanie to świetna zabawa!

Miki siada już samodzielnie jak stary wyjadacz. Nie minęło kilka dni, a z nieporadnego wyciągania nóżek spod brzucha zrobiło się klasycznie:podniesienie pupy, mały krok w tył  i nogi do przodu! A ile to daje mu satysfakcji! Cały aż promienieje. I tak mu się to spodobało, że teraz dobrą zabawą dla niego jest przekładanie się na brzuch i siadanie na zmianę. Chłopak wyczuł już też, że podciąganie się do góry może być fajne. I robi to przy różnych sprzętach- łóżeczko, stolik pod telewizor, a nawet przy leżaczku, co jest kłopotliwe, bo siedzonko mu się przesuwa, gdy próbuje się na nim oprzeć. 
Niestety, wychodzące z tylu zęby sprawiają, że z Mikiego zrobił się jeszcze większy gryzoń niż zwykle. Do tego stopnia, że wbił mi się zębami w lewą pierś i teraz, by dalej mi jej nie ranił, karmię go nią tylko w pozycji leżącej. 
Sprawdziliśmy, czy nocne pobudki nie wiążą się z zapaleniem układu moczowego. Nic z tych rzeczy...Po prostu cyc mamy jest lekiem na całe zło! Akurat dziś w nich nie był mu potrzebny, bo synek pospał od 22 do 5 rano. Wyjątek! Ach, aby było ich jak najwięcej! 
Tyle u nas:-) Pozdrawiamy! 

czwartek, 30 kwietnia 2015

Jak zostałam ambasadorką

Kilka dni temu natknęłam się na Facebooku na ogłoszenie, że  marka Le Petit Marseillais poszukuje ambasadorek, które przetestują jej kosmetyki. Zabrałam się szybko za wypełnianie ankiety. Już pierwsze zadanie mi się bardzo spodobało. Trzeba było zdradzić przepis, który kojarzy mi się z zapachami kosmetyków LPM. Potem kilka pytań o moją opinię na temat tej marki w zderzeniu z innymi markami. Wszystko to zajęło kilka minut. No i dziś zadzwonił kurier😀




Eleganckie pudełko kryło dwa żele pod prysznic, próbki, karty dla moich przyjaciółek z hasłem do rejestracji na portalu ambasadorek, przewodnik po świecie LPM i przysłonę na oczy. Po co ten ostatni gadżet? Opakowania żelu miały zasłonięte informacje o zapachu. Wystarczyło zasłonić oczy, powąchać i rzeczywiście przeniosłam się do ciepłej Prowansji. Od razu wyczułam cytrynę i grejpfruta. Biegnę do łazienki wypróbować te nabytki i zrelaksować się. Mały śpi😉

wtorek, 28 kwietnia 2015

Złapać choć jeden dzień, ach, chciałabym!

Za szybko! Dni uciekają przez palce i z każdym tygodniem zmienia się wszystko! Miki co chwilę czymś zaskakuje. W niedzielę sam usiadł z pozycji leżącej. Najpierw jedna noga pod brzuch, lekkie podniesienie i potem z mozołem druga noga przed siebie. I już! Byliśmy tak dumni, że chłopak przestraszył się tej naszej radości i zakwilił.
Nie ma już dla niego barier, przecież on wszędzie się sam doturla, doczołga. Pokój to nuda, lepszy jest nieodkryty jeszcze przedpokój.
 Staje już na kolanach i buja się w tył i przód. Jeszcze chwila, a te kolana go poniosą.
Osiem zębów wykorzystuje przede wszystkim do gryzienia nas i rzeczy, nie jedzenia. Jedzenie połyka bez większej obróbki paszczowej.
Jest naszą dumą! Z kim byśmy się nie widzieli, wszyscy są nim zachwyceni. Bo taki grzeczny, ciągle uśmiechnięty, niepłaczący, jedzący bez marudzenia, pocieszenie okrągły. Ochy i achy:-)
Polubił spanie na brzuszku i gdy się już na niego przekręci po zaśnięciu, budzi się po kilku godzinach. Dziś jednak spać mu nie dał przeciekający pampers. Wczoraj było tak ciepło, że Miki pił dużo, więc to zemściło się na mnie w nocy. Siusie uciekały bokiem. Raz, owszem, pieluszka była przepełniona. Drugi raz jednak po prostu się stało, sama nie wiem jak. Ciuszki mokre od pupy po pachę...
A ja próbuję łapać te wszystkie momenty, bo od sierpnia wracam do pracy. Wtedy to babcie będą świadkami każdej nowości w życiu mojego syna. Z jednej strony cieszę się, bo nie mam problemów z tym, że muszę szukać opiekunki lub żłobka i wiem, że Miki będzie w najlepszych rękach. Z drugiej jednak strony żałuję, że minione miesiące tak szybko odpłynęły i wszystko zmieni się jeszcze bardziej. Trzeba będzie zreorganizować nasze życie raz jeszcze. Na szczęście mam pracę, którą lubię, fajnego szefa i widmo powrotu za biurko mnie nie przeraża. No i wreszcie dostanę pełną kwotę wypłaty, nie 60 proc. , które znika w kilka dni...

W sobotę wybraliśmy się pierwszy raz w tym roku na działkę. Relaks!


piątek, 10 kwietnia 2015

A ja się turlam! Nie będę raczkować!

Miki coraz śmielej sobie poczyna w kwestii przemieszczania się. Mata jest już dla niego za mała. Myślałam, że to nastąpi dopiero, gdy nauczy się czworakować, raczkować lub chodzić. A on się turla! Po całym pokoju, po naszym materacu. Nie wiem, gdzie go znajdę wchodząc do pokoju. Raz zawędrował aż do przedpokoju. Najchętniej jednak wpada pod kaloryfer. Materac natomiast z jednej strony odgradzamy dosuwając jego łóżeczko tworząc kojec. Spryciarz wykombinował, że nogi mogą służyć do kopania go i tym samym przesuwania łóżeczka. Tworzy sobie szparę i wślizguje się nogami. Głowa oczywiście już nie przejdzie, więc zaklinowuje się robiąc przy tym śmieszną minę okazującą dumę, że coś znowu wykombinował.
W ogóle śmieszny ten nasz Miki. Sama radość! Śmieje się naokrągło. Zaczął lepiej sypiać odkąd zmieniłam plan żywieniowy. Dodałam jeden konkretny posiłek. Rano kaszka, w południe porządny obiad, popołudniu przekąska, a wieczorem znowu kaszka. Teraz synek budzi się dwa razy, a nawet miał już epizod jednej nocy przespanej od 22 do 7.30. Niestety, dziś w nocy był niespokojny, górne rosnące zęby chyba mu doskwierają, bo gryzaki wszystkie na nowo poszły w ruch. W poniedziałek aż sobie górne dziąsło przy dwójce poranił do krwi. No i dwójka się przebiła. Miki ma już więc osiem zębów.
Przez zmianę godziny pozmieniał nam się plan dnia. Miki śpi teraz w okolicy 11 i to z dwie godziny ciągiem. Potem robi się marudny około 14, więc idziemy na spacer. Wieczorem ostatnio wytrzymuje już bez snu, ale o 20 pada. Kąpiel przeniosła się do dużej wanny, więc pluskanie nogami to już za mało. Doszły do tego ręce, więc teraz to już cała łazienka tonie.
Miki próbuje nowych pokarmów. Robię mu sama makaron, spróbował już też kupnego. Posmakował mu arbuz i pomidor w puszce. Nie przepada za ciumkaniem chleba, ale za to gryzie z ochotą winogrono. No i waży już swoje 11 kilogramów...Przeszliśmy na pampersy numer 6, bo 5+ uciskały mu brzuszek.

czwartek, 26 marca 2015

Miki przemówił!

Miki powiedział baba. Nie babababa, a baba. W ogóle się chłopak rozgadał. Tyle, że w swoim narzeczu. Idziemy ulicą, a on krzyczy po swojemu na całe gardło. U jednych budzi to uśmiech, inni podejrzliwie na mnie patrzą. Miki przesiadł się do spacerówki. Bardzo mu się podoba, że może obserwować świat. Podoba mu się do tego stopnia, że z minimum godzinnego snu przestawił się na półgodzinną drzemkę. Dlatego też odbija sobie popołudniami i wtedy to budzi się dopiero na kolację. A wieczorne posiłki muszą być konkretne, bo inaczej głód budzi go co dwie godziny w nocy. Po numerze, który nam wyciął kilka tygodni temu z wielkim niepokojem daję mu około 19 mięso, rybę albo ziemniaka. Rozmawiałam z doradcą laktacyjne i pani Ania uspokaja mnie, że to nie jest za późno, a przynajmniej Miki w nocy nie pije tyle mleka i nie tyje;-) A chłopak waży już 11 kg...Zaczęłam chodzić na zajęcia dla kręgosłupa, bo inaczej zostanę kaleką;-) Co jeszcze u naszego ośmiomiesięczniaka?
- rozmiar stopy- 12
- nie urósł zbytnio, ma ok. 75 cm
- nosi nadal rozmiar 80
- uwielbia turlać się na materacu
- nie garnie się do czworakowania, a tym bardziej do chodzenia. Nie pidciąga się do góry przy meblach.
- potrafi się dłużej zająć zabawkami
- bardzo dużo się śmieje i mało płacze
- uwielbia, gdy mu śpiewam piosenkę o Dziub-dziubie
- posadzony na kolanach nie usiedzi spokojnie minuty, wszystko go interesuje
- nie ma problemu z jedzeniem, wszystko mu smakuje. Niestety, od kilku karmień, gdy je jajecznicę, wokół ust wyskakują mu czerwone plamy. Dziś zrobiłam śniadanie z jaj przepiórczych i nic się nie pojawiło.
- bije sam brawo i uśmiecha się rozbrajająco, gdy ja mu biję brawo np. po zjedzeniu całego posiłku.
- ma już sześć zębów! Dwie górne jedynki, dwie dolne jedynki i dwie dolne dwójki.

poniedziałek, 16 marca 2015

Pierwsze bum zaliczone

Miki w zastraszającym tempie porusza się metodą kulania: z plecków na brzuszek, z brzuszka na plecki i tak dalej. Na leżaczku boję się go już od dłuższego czasu zostawiać, bo nieraz chciał się odwrócić. Matę rozpracował i jego kululu kończy się zazwyczaj na ścianie pod kaloryferem. A dziś padł ostatni bastion. Miki dotąd bał się rozkręcać na naszym materacu, bo przepaść, czyli podłoga działała na niego odstraszająco. Tak było do dzisiejszego poranka. Wyszłam z pokoju dosłownie na sekundę zostawiając synka pod samą ścianą, a gdy po odłożeniu szczoteczki wbiegłam do pokoju, Groszek akurat lądował na podłodze twarzą do parkietu. Przestraszył się mocno i zaczął płakać. Szybko wyniosłam go do drugiego pokoju i zaczęłam rozśmieszać. Uspokajająco zadziałała zakrętka od wody mineralnej, którą oglądał z każdej strony. Po kilku minutach Miki był uśmiechnięty jak zawsze. Ja jednak najadłam się także strachu i od tego momentu na sekundę nie spuszczam go z oka. Na szczęście materac nie jest wysoki i skończyło się pewnie na obitych kolanach, ale ja mam wyrzuty sumienia. Niejeden siniak czeka Mikiego, ale tego mogłam mu zaoszczędzić. Trudno, stało się. Człowiek się uczy na błędach.

czwartek, 12 marca 2015

Niespodzianek ciąg dalszy

Od dwóch dni uczę Mikiego zasypianiu w łóżeczku metodą Tracy Hogg. Dotąd jedyną opcją na sen była pierś. Chcę jednak, by synek mógł zostać uśpiony prze tatę lub babcię. Miałabym trochę więcej z życia...I tu zaczyna się historia napisana łzami, krzykiem, rzucaniem się w łóżeczku. Miki jest tak hardy, że woli w ogóle nie spać, niż samotnie zasnąć. Cały proces trwa nawet ponad godzinę i w końcu rezygnuję, bo Groszek jest już tak zapłakany, zmęczony i pobudzony, że nic by z tego nie wyszło. Wieczorem zasypia bz cyca, ale po prostu jest tak wyczerpany, że pada. Dlatego żaden to dla mnie sukces. Jestem już podłamana, ale jeszcze kilka dni będę twarda. Może Miki się w końcu złamie...

A teraz ciąg dalszy przedwczorajszej niespodzianki. Podczas jednej z prób uśpienia, usłyszałam wczoraj podejrzany dźwięk, coś jak tarcie. Pomyślałam, że coś synek znalazł i włożył do buzi. Natychmiast chciałam to wyjąć i gdy otworzyłam usta, zobaczyłam górną jedynkę. To ona w połączeniu z dolnymi jedynkami wydawała ten dziwny dźwięk. Groszek może się już więc pochwalić czterema zębami:-D

wtorek, 10 marca 2015

Groszkowa niespodzianka

Cisza,cisza i bum! Jest! Trzeci ząb! Od czwartego miesiąca na niego czekaliśmy, gdy Mikiemu naraz wyszły dolne jedynki. A od dzisiejszego poranka jedynkom towarzyszy dolna dwójka. Przestaje mnie dziwić więc to, że synek ostatnio kiepsko śpi i stał się niejadkiem.

sobota, 28 lutego 2015

Groszek siedmiomiesięczniak

Ostatnie dni to rewolucja w życiu Groszka. Staje się chłopak coraz bardziej mobilny, a przynajmniej chciałby taki być. Nie usiedzi w miejscu zbyt długo, a już w ogóle odpada grzeczne siedzenie na kolanach.
Wczoraj wyciął mi taki numer, że teraz boję się go spuścić z oka. Po zmianie pieluszki odłożyłam go na sam środek materaca, na którym śpię. Wyszłam do łazienki umyć ręce. Trwało to może pół minuty. Wracam, a Miki siedzi pupą na pidłodze, głową i plecami oparty jest o materac i dobiera się do moich pluszowymi bamboszy w kształcie goryli. Natychmiast podbiegłam i podtrzymałam go, by nie uderzył łepetynką o parkiet. Jaki był z siebie dumny! Trzeba było widzieć ten uśmiech od ucha do ucha i błysk w oku!
Miki zaczął ochoczo przewracać się z pleców na brzuszek. Pokochał dzięki temu matę, która pozwala mu na harce. I tu następuje problem, bo chyba sam przewrót sprawia mu frajdę, bo po kilku minutach zadowolenia z przyjętej pozycji, zaczyna się pisk. Synek chciałby już ruszyć w świat, jednak póki co z jego mozolnych  prób wychodzi swietnie jedynie obracanie się wokół własnej osi. Do przodu nie pozwalają ruszyć ręce, które nie chcą jeszcze współpracować z nogami. Ale jeszcze chwila, jeszcze moment i chłopaka nie zatrzymamy:-)

 Co jeszcze u Groszka siedmiomiesięczniaka?
- nosi rozmiar 74-80
- pieluszki rozmiar 5
- mierzy ok. 74 cm
- waży ok. 10,5 kg
- uwielbia być boso, ściąga wszystkie skarpetki.
- w nocy budzi się od dwóch do nawet sześciu razy.
- je już wiele rzeczy i wszystko mu smakuje: indyk, dorsz, wędzona makrela, ziemniak, marchew, pietruszka, brukselka, jabłko, gruszka, banan, jajko, wszelkiego rodzaju kaszki. Pochłania pokarmy tak ładnie, że nawet śliniaczek nie jest potrzebny.
- pokochał gryzak w kształcie kotka, a pluszowy małpka potrafi go rozśmieszyć do niemalże histerii.
- śpi w ciągu dnia całkiem ładnie: około 10, potem na spacerze o 12 i jeszcze około 15,16. Wieczorem jest potem bardzo zmęczony i dość szybko zasypia.
- odkrył właściwości wody i chlapniesz nogami sprawia mu ogromną radość. Po kąpieli w wanience wody prawie nie ma: jest na podłodze i w dużej części na nas.
- nadal ma tylko dwa zęby, ale w kilku miejscach czuję już kolejne.


sobota, 21 lutego 2015

Groszek w szpitalu

To miały być fajne, rodzinne Walentynki. Poszliśmy na długi spacer, dostałam nową orchideę do mej kolekcji. Wyjście do restauracji przelożyliśmy na niedzielę, by w razie awarii nie psuć komuś romantycznego nastroju;-) Wieczorem Miki dostał banana, a potem nasza klasyka: mycie, kremowanie,  karmienie i sen. Byłam zmęczona aktywnym dniem, więc wzięłam szybki prysznic i o 22 byłam już w łóżku. Przed pójściem spać zajrzałam jeszcze do internetu i ani się obejrzałam, a zrobiła się 23. To pora, o której od urodzenia Mikiego praktycznie zawsze już kolejny raz przekładam się na drugi bok. I nagle z łóżeczka Mikiego słyszę dźwięk wymiotów. Podbiegam, wyciągam małego i wtedy nastały najgorsze minuty mojego życia: potrząsnęłam Mikim, a on był wiotki jak laleczka. Miał zamknięte oczy i nie dawał znaku życia. Zaczęłam wzywać męża i jednocześnie klepałam po plecach Mikiego, by wypadło mu z gardła to, co mu zalega i nie pozwala oddychać.Trwało to może minutę. Po tym czasie Miki otworzył wreszcie oczy i zaczął płakać. Nie wyobrażacie sobie jak wielki kamień spadł mi z serca! Wytarłam synka z wymiocin, a on po chwili był już radosny i śmiał sie od ucha do ucha, jakby nie był świadomy, co przed chwilą się wydarzyło. Migiem pojechaliśmy do szpitala, który się nami opiekuje od porodu. Tam lekarz zadecydował, że trzeba Mikiego zabrać do szpitala dziecięcego. Przyjechała po nas karetka. W izbie przyjęć czekaliśmy prawie godzinę nim zajął się nami lekarz. Flegmatyczny pan doktor zbadał Mikiego i na tamtą chwilę niczego niepokojącego nie widział, jednak zdecydował, że Miki musi trafić na oddział kardiologiczny, by zbadać, czy omdlenie podczas wymiotów nie było spowodowane problemami z serduszkiem, a poza tym, trzeba było sprawdzić, czy nie rozwinie się u synka pozachłystowe zapalenie płuc. Mikiemu założono dożylne wkłucie. Ile się biedak nacierpiał! Przez swoją masę najpierw trudno było wyszukać żyły, a jak już się jakaś znalazła, to szybko pękała. Podziurawiono więc mu głowę, nóżki i w końcu udało się w nadgarstku. Potem trafiliśmy do sali, gdzie byliśmy sami. Warunki były naprawdę niezłe, dostałam rozkładany fotel i mogłam zostać przy Groszku. Około drugiej Mikiemu podłączono antybiotyk. Miał dostać trzy dawki, które kończyły się co godzinę. Musiałam więc czuwać i wzywać pielęgniarkę. Miki był tak zmęczony, że migiem na szczęście zasnął. Następnego dnia zostaliśmy przeniesieni do sali obok, gdzie dostałam własne łóżko. Razem z nami był tam ośmiomiesięczny chłopiec z wadą serca. Niedziela minęła nam leniwie. Zabawiałam ciągle Mikiego, by mu się nie nudziło. W poniedziałek od rana zaczęły się badania: pomiar glukozy, echo serca, a potem założono synkowi aparat Holtera. We wtorek rentgen wykazał, że płuca Mikiego są czyste. Badania serduszka też niczego nie wykazały, więc z radością po godzinie 14 wróciliśmy do domu.

Do dziś, gdy myślę o sobotnich wydarzeniach, łzy napływają mi do oczu, bo nawet nie chcę myśleć, co by się wydarzyło, gdyby mnie wtedy nie było w pokoju albo nie usłyszałabym tych wymiotów. Opatrzność nad nami czuwała!

sobota, 7 lutego 2015

Hity i kity

Wczoraj w DDTVN znane mamuśki rozmawiały o tym, ile kosztuje wyprawka i co jest niezbędne, a co okazało się niewypałem. Przemyślałam podczas trzeciego nocnego karmienia, jak to z naszymi zakupami wypadło. I pokuszę się o takie zestawienie:
NASZE HITY:
- najzwyklejszy miękki przewijak za 30 zł, który kładziemy na komodzie, a podczas kąpieli na pralce. A pomyśleć, że chciałam wydać 200 zł na przenośny składany przewijak, który by tylko zagracił nam mieszkanie;-)
- karuzelka Taf Toys ze zwierzątkami prosto z Sawanny. Miki pokochał wręcz zebrę. Karuzelka ma piękne melodie i długograja, który przez pół godziny zabawia dziecko.
- wózek trzy w jednym Dorjan prestige dreamer. Ideał! Wielka gondola, która teraz nawet jest za duża na moją kluseczkę, wygodne i lekkie nosidełko, funkcjonalny stelaż. Niebawem przesiadamy się do sportówki, więc zobaczymy, jak ona się sprawuje.
- pieluszki Happy. Tylko w nich Mikiemu siusie nie przeciekają bokami.
- leżaczek Fisher Price. Nie mieliśmy w planach takiego zakupu, a to był błąd. Gdybyśmy nie dostali go za darmo, nie mielibyśmy tej odrobiny wolnego czasu, gdy Miki siedząc w nim ogląda swoje zabawki, a my w tym czasie jemy obiad lub myjemy naczynia.
- Bepanthen, którym smaruję pupę Mikiego po przebraniu pieluszki. Dzięki niemu nie mieliśmy problemu z odparzeniami nawet w tak upalne ubiegłoroczne lato.
- polarowy kombinezonik podarowany Mikiemu przez siostrę dziadka. Rośnie z synkiem i przydaje się, gdy jedziemy na zakupy do marketów. Dzięki niemu Groszek się nie przegrzewa, a kapturek chroni jego głowę.
- kocyk kupiony za grosze w Biedronce. Miki nie potrafi bez niego zasnąć.

A TERAZ RZECZY, KTÓRE OKAZAŁY SIĘ ZBĘDNYM WYDATKIEM:
- otulaczek. Miki użył go raz, góra dwa razy. Nienawidzi być skrępowany.
- gryzaki. Ząbkowanie dotyka nas dość boleśnie, ale gryzaki nie pomagają nam w walce. Zazwyczaj leżą na podłodze. Miki nie wie, jak się nimi obsłużyć, a w ogóle, to najlepsze są nasze palce;-)
- mata. Póki co służy tylko do leżenia na podłodze. Miki nie odkrył jej cudownych zabawek. Może gdyby raczkował lub leżał spokojnie na brzuchu, mata pomagałaby mu spędzać aktywnie czas.
- laktator Lovi prolactis Nie przechodziłam nawału dzięki memu mlekożerczemu synkowi. Zapasy zrobiłam może z sześć razy. Urządzenie to przydało mi się więc dotąd pewnie nie więcej niż z dziesięć razy. Mimo że to cudowny laktator i polecam go wszystkim mamom!
- wszelkiej maści smoczki. Nawet sprowadzony z Ameryki supersmok nie zasmakował Mikiemu. I dobrze! Miki poradził sobie bez tego cuda, a przynajmniej nie mamy problemu z odstawieniem.
- Sab Simplex - dawałam go Mikiemu, ale nigdy w stu procentach nie byłam przekonana, czy pomaga synkowi.
- Biogaia i Dicoflor- tylko namieszały w brzuszku i zaburzyły naruralną florę jelitową synka. A dyschezja sama musiała minąć.

piątek, 30 stycznia 2015

Kasza gryczana górą!

No to już wiem, jakie upodobania kulinarne może mieć mój synek:-) Kleik ryżowy przyjął chłodno, ale z ciekawością. Druga była kaszka kukurydziana, która mu bardzo smakowała. Otwierał usta po kolejne żółte kuleczki, które formowałam, a on ze smakiem przeżuwał je i połykał. Potem nadeszła pora na kaszę jaglaną, która dla mnie samej jest ogromnym odkryciem. Miki jednak niezbyt ochoczo połykał kaszę, która ma trochę bardziej grudkową fakturę. Mi za to ona tak zasmakowała, że wpiszę ją do mojego menu, bo dla mnie jest zupełną nowością. Teraz jesteśmy na etapie kaszy gryczanej i to jest dopiero hit! Oczywiście, przecieram ją przez sito i podaję łyżeczką, bo trudno z niej zrobić danie metodą BLW. Miki wcina ją aż mu się uczy trzęsą! Wczoraj wieczorem po raz pierwszy zjadł całą miseczkę kaszki, którą mu przygotowałam. I obyście, dziewczyny, miały rację- Miki chyba dlatego budzi się tak często w nocy, bo jest głodny. Po tej misie jedzenia spał jak suseł od godziny 24 do 4 bez przerwy! Pobudki były tylko ok. 23.30, jak już wspomniałam- o 4, i potem dopiero o 6.30, a może i spałby dłużej potem, ale obudził go dźwięk odkurzacza, którego używano za oknem do odśnieżania...Gdy jeszcze go położyłam o 7, pospał do 8.30 i obudził nas uśmiechem. Oby tak dalej! Rano znów pochłonął miseczkę kaszki gryczanej. Potem wybraliśmy się do alergologa. Przełomu nie było- nadal muszę być na diecie bezmlecznej i bezsłodyczowej, bo to najbardziej szkodzi skórze Groszka. Po raz pierwszy Mikiemu trzeba było pobrać krew na panel, dzięki któremu dowiemy się, na co synek jest uczulony i dzięki temu od razu będziemy wiedzieli, czego się wystrzegać przy rozszerzaniu diety. Niestety, to wiązało się z płaczem tak smutnym, że aż ja uroniłam ukradkiem łzę. Groszek jest dużym chłopcem i trudno było znaleźć żyłę. Na szczęście, pielęgniarka była bardzo delikatna i konkretna zarazem. Zrobiła wszystko tak sprawnie, że mogliśmy szybciutko przytulić synka i ukoić jego ból, a pewnie bardziej strach.

Wczoraj byliśmy u doradcy laktacyjnego. Pani Ania rozpisała nam wprowadzanie mięsa, ryb i jajka. Za niecały miesiąc Miki spróbuje m.in. indyka, dorsza czy wędzoną makrelę. A co drugi dzień dostanie połowę jaja, taki farciarz;-) I otrzymaliśmy poradę, co zrobić z ząbkowaniem- mamy dać większą dawkę witaminy D, dzięki której zęby wyjdą szybciej i będzie po krzyku. Zobaczymy, czy ten sposób się sprawdzi.

A w niedzielę Miki dostanie pierwsze jabłuszko. Po kaszkowych doświadczeniach domyślam się, że synkowi bardzo smakują zdecydowane smaki, więc gotowane jabłko może wcale mu nie smakować. Potem wprowadzimy gluten- kaszkę manną, i tu także nie spodziewam się wielkiego zainteresowania. Pożyjemy, zobaczymy:-)

środa, 28 stycznia 2015

Krzyk, płacz, nieprzespane noce

22 stycznia Miki stał się półroczniakiem. Od koleżanki, która pocieszała mnie w drugim miesiącu życia synka,gdy walczyliśmy z dyschezją, usłyszałam, że dziecko robi się fajne po ukończeniu szóstego miesiąca. Głupia uwierzyłam. Ktoś mi bowiem od tygodnia dziecko podmienił. Pal licho przespane noce- te od dłuższego czasu wyglądały jak bieg przez plotki: zasypiam, godzina snu i pobudka. Z niedzieli na poniedziałek w nocy Miki przebił swe dokonania: pospał z dwoma pobudkami do drugiej, a potem do piątej próbowałam go uśpić. Nie pomagało noszenie, lulanie, karmienie, zostawienie w spokoju...Gdy się poddałam, mąż wziął synka do innego pokoju, zapalił światło i oglądali razem mecz Australian Open. Około szóstej Miki zmęczył się na tyle, że zasnął mi przy piersi. Pospał godzinkę, pobudka, karmienie, a potem jeszcze dwie godziny snu. Przedwczoraj i wczoraj po ciężkim wieczorze dałam od razu przed usypianiem Groszkowi odrobinę paracetamolu. Poskutkowało. Budził się nie co godzinę, a co dwie;-)
A w dzień mamy w domu papugę. Jeśli sąsiedzi nas nie wywiozą na taczkach, to i tak wyłysiejemy z nerwów. Bo jak tu się nie przejmować, jak z gardła Mikiego co jakiś czas wychodzi okrutny krzyk, taki gardłowy. Jakby zobaczył ducha i się przeraził. Ale repertuar jest szerszy: są też piski-wrzaski, jęczenie-wrzaski i coś na kształt jęku zawodu po niestrzelonej bramce (oczywiście jako wrzask). No i oczywiście płacz w niebogłosy. Dom się trzęsie! A wszystko najwyraźniej przez ząbkowanie. Dwie jedynki na dole wyszły migiem, a u góry czuję kilka twardych miejsc. I tylko nie wiadomo kiedy i gdzie zobaczymy kolejnego zęba...
Próbujemy wszystkiego- dwa żele odpadły, Dentinox i Denti Baby. Camilia- zero skutku. Gryzaki- tylko latają i walają się po podłodze. Kupiłam nawet taką silikonową nakładkę na palec, która jednak przynosi odwrotny skutek: Miki jest jeszcze bardziej rozdrażniony po wyciągnięciu mojego palca z buzi.
Na szczęście, nie my pierwsi, nie ostatni:-) Przynajmniej czujemy, że jesteśmy rodzicami. Bo pomimo ogromnego zmęczenia fizycznego i psychicznego, to doświadczenie, które po latach pewnie będziemy wspominać z uśmiechem.

A na koniec pochwalę się: Miki nie płakał podczas ostatniego szczepienia. Lekko zakwilił przy wbijaniu, a gdy tylko wtulił się we mnie, uspokoił się. Za chwilę zaczął się nawet śmiać.

wtorek, 20 stycznia 2015

Pierwszy posiłek Groszka

Cytując klasyka, nadejszla wiekopomna chwila. Miki dostał dziś pierwszy posiłek w życiu. Miało to nastąpić w czwartek,gdy skończy pół roku, ale tego dnia dostanie szczepionkę, więc nie chciałam mieszać dwóch nowości. Kleik zrobiłam z ugotowanego przetartego przez sito białego ryżu. Koleżanka doradziła,bym nie dodawała zbyt dużo mego mleka, bo enzymy sprawiają, że z kleiku robi się woda. Usadziliśmy Groszka w jego krzesełku, ubraliśmy w foliowy fartuszek i zaczęliśmy ceremonię. Pierwsza łyżeczka nie została przyjęta z entuzjazmem, ale też bez jakiegokolwiek sprzeciwu. Na twarzy Mikiego rysowało się raczej zdziwienie i bardzo absorbowało go nowe wdzianko. Druga łyżeczka to ciumkanie i sprawdzanie, co się stanie, jak wypluję tę papkę, a trzecia i czwarta zostały połknięte po bożemu,a synek sam po nie otworzył buzię. Czyli sukces;-)! A kaszka po godzinie rzeczywiście stała się wodnista. Koleżanki uprzedziły mnie też, że ich dzieci po kleiku dostały zatwardzenie. Miki zrobił już dziś po karmieniu dwie kupki, więc póki co nie zanosi się, by nowe danie go zakleiło. Zobaczymy;-)

Jejku, mój duży chłopak...Dopiero co go urodziłam, a już wprowadzam go w świat nowych smaków i to ode mnie zależy, co w przyszłości będzie jadł chętnie, bo będzie to znał od dzieciństwa. Czuję odpowiedzialność, radość i smutek jednocześnie. Nostalgicznie dziś w mej głowie;-)

A jutro wielka wizytacją u wszystkich babć: mojej i dwóch Mikiego. Dla nich to pierwsze takie święto w życiu.

Co jeszcze u nas? Mąż ma tygodniowy urlop, więc korzystam z częstszej wolności. Musiałam dziś załatwić przedłużenie urlopu, właśnie rozpoczynam rodzicielski. Przez kolejnych 26 tygodni będę towarzyszyć Mikiemu w dorastaniu:-)

Niestety, mąż ma urlop, a nam za ścianą zmienili się sąsiedzi i dźwięki cyklinowania, wymiany framug i kucia towarzyszą nam od rana.

A tu udokumentowany pierwszy posiłek:


poniedziałek, 5 stycznia 2015

Piąty miesiąc skończony

22 grudnia Miki skończył pięć miesięcy. Przez przygotowania do świąt wydarzenie to umknęło nam. A synek na każdym kroku nas zaskakuje. Zaczął namiętnie ćwiczyć siadanie. Nie lubi już zwykłego leżenia. Najchętniej cały czas siedziałby nam na kolanach lub chciał, byśmy mu podawali ręce i z ich pomocą z pozycji leżącej przechodzi do siedzenia utrzymując sztywno głowę i kręgosłup. Nie chcę zrobić mu krzywdy, więc nie wymuszam tych ćwiczeń, ale on sam nas do tego zachęca, więc myślę sobie, że jest już po prostu do tego gotowy. Co jeszcze u Mikołajka?
- Ząbki są już bardzo widoczne i jeśli przeczucie i objawy nas nie mylą, szykuje się kolejne wyżynanie.
- Jednym z ulubionych zajęć Mikiego jest łapanie się za stópki.
- Wskoczył w pieluszki rozmiaru 4 plus- tylko te dają mu komfort i nie krępują brzuszka.
- Nadal Mikiemu przyjemność sprawia  obserwowanie karuzelki.
- synek nosi ciuszki rozmiaru 68 w górę. Wystrzelił nam tak, że szybko musiałam zrobić zakupy, bo o ile na ostatnie okazje Miki dostał mnóstwo bluzek, bluz i sweterków, to brakowało mu zwykłych spodenek i bodziaków.
- leżeniu na brzuszku nadal nie jest ulubionym zajęciem synka, ale odważnie już za każdym razem podnosi do góry głowę i stara się podnieść na rączkach. Wykonuje przy tym ruchy przypominające chęć ruszenia z miejsca.
- nawet największe zdenerwowanie Mikiego jest w stanie ukoić piosenka Na Wojtusia z popielnika. Czasami potrafi tak słuchać z pół godziny i dać mi dokończyć na przykład mycie naczyń. Gdy tylko milknę, on zaczyna marudkować.
- od niedawna uwielbia spać w wózku i dlatego ostatnio nawet nie boję się wyjść do kościoła, bo podczas mszy synka po prostu jakby nie było;-)
- w ciągu dnia drzemki obowiązkowe: ok. 12, 16 i niestety często przed 19.
- przygotowujemy się do rozszerzenia diety. Dziadkowie na święta zafundowali wnukowi krzesełko Chicco polly moon. Fajne! Z siedzenie w nim poczekamy jednak do rozpiczęcia czynności jedzenia, by Miki nie nauczył się, że to kolejne miejsce zabaw.

niedziela, 4 stycznia 2015

Nasz grudzień

Ostatni sensowny post napisałam 3 grudnia. Od tego momentu czas chyba przyspieszył...6 grudnia obchodziliśmy pierwsze imieniny Mokołajka. Połączyliśmy je z imprezą imieninową męża i przez to cały weekend przyjmowaliśmy gości. Mój tata i mąż mogli wreszcie wypić za zdrowie Mikiego, bo od narodzin jakoś nie było ku temu okazji. Spędziłam więc w kuchni trochę czasu, by coś solidnego im przygotować do jedzenia. Synek dostał jak zwykle mnóstwo ciuszków, wielkiego misia większego od niego samego i pieniądze, które jak zwykle odłożyliśmy na konto oszczędnościowe.

Po mikołajkach ruszyły z kopyta świąteczne przygotowania. Wigilia nie mogła odbyć się gdzie indziej, jak tylko u nas. Pierwsza choinka, pierwsza kolacja, dzielenie się opłatkiem. Pierwsze święta z Mikim. Oznaczało to jednak mnóstwo czasu spędzi ego w kuchni. Synek dzielnie mi towarzyszył. Powstały więc pierogi, uszka, a nawet pierniczki. Większość zakupów prezentowych zrobiłam przez internet, co bardzo mi pomogło. Dzięki temu tylko raz musieliśmy z Mikim wybrać się do galerii handlowej, czego wprost nienawidzę. Te tłumy mnie przerażają. I tak odstaliśmy godzinę w Empiku po odbiór paczki... Po choinkę wybraliśmy się tydzień przed świętami i dzięki temu, że padał deszcz,mogliśmy samotnie wręcz wybierać. Udało nam się znaleźć przepiękne drzewko! Dzień przed Wigilią ugotowałam barszcz, kapustę z grzybami, zrobiłam ryby w occie i śledzie w oleju.

Wigilia rozpoczęła się dla mnie o godzinie ósmej. Karmienie małego i do kuchni. Wstawiłam zupę owocową, groch z kapustą, zamoczyłam śledzie, pokroiłam do nich cebulę. Gdy znalazłam juź chwilę wolnego czasu, ubraliśmy choinkę. Było już po 13, gdy przyszła mama, którą poprosiłam o pomoc. Dzięki niej kolacja była gotowa na czas,bo choć Miki był najgrzeczniejszym dzieckiem świata i siedział sobie w leżaczku z nami w kuchni, musiałam go przecież karmić co godzinę, a po 15 Miki uciął sobie drzemkę podczas jedzenia. Gdy wszyscy goście przybyli, Mikołaj był bardzo onieśmielony, bo jeszcze aż dziewięciu osób w jednym naszym pokoju nie widział. Gdy zaczęliśmy składać sobie życzenia, Groszek po prostu się rozpłakał. Usiadłam,utuliłam go i z nim na kolanach przystąpiłam do jedzenia. W przeciwieństwie do roku poprzedniego, gdy byłam w ciąży i mało co zjadłam, w tym roku byłam głodna jak wilk! Zjadłam więc pewnie najwięcej z wszystkich! I tylko co chwilę słyszałam żale, że niby dziecko tak patrzy jak my jemy, a ja mu nic nie daję. Próbowałam te uwagi puszczać pomimo uszu.
A potem nastąpiło wyczekiwane wręczanie prezentów. Dostałam wiele pięknych prezentów, ale z jednego jestem baaaaaardzo zadowolona: dostałam świetny aparat, dzięki któremu będę mogła dokumentować każdy nowy dzień, bo na mojej komórce już brakuje miejsca;-) Miki dostał pierwsze zabawki, wcześniej nie chcieliśmy go nimi zasypywać, ale wiadomo- Gwiazdor nie pyta, tylko kupuje;-) Trochę więc jeszcze poczeka na przykład Hula Kula na zabawę z Mikim, grające kluczyki są na razie zbyt głośne, a dżdżownica z rozkładanymi elementami zacznie się synkowi podobać pewnie dopiero, gdy mały zrozumie, że wszystko to można dowolnie przekładać. Ale jest prezent, który od razu Mikiemu orzypadł do gustu: grająca delikatną melodię krowa w pastelowych barwach. Groszek uśmiecha się na jej widok.
A gościom bardzo spodobał się prezent, który specjalnie na tę okazję stworzyłam i zamówiłam: kalendarz ze zdjęciami Mikiego. Zachwytom nie było końca, więc mogę być z siebie choć trochę dumna;-)
Jestem też dumna z mojego Syneczka. Po kolacji stał się najbardziej roześmianym domownikiem. Oczywiście to przyprawiało też uśmiechu na twarzy innym, dzięki czemu posiedzieliśmy w dobrych humorach aż do 22. Potem kąpiel i Miki padł. Spał ze swoimi przerwami o 24,3,5 i 7 aż do 10.30. Na śniadanie jechaliśmy do teściowej. U niej spędziliśmy cały dzień. Drugi dzień świąt był gonitwą. Na 14 jechaliśmy na obiad do mojej babci, potem na kolację do rodziców, a na 20 do znajomych na tradycyjną imprezę powigilijną.

Sylwestra postanowiliśmy spędzić sami w domu. Przy chipsach i Karmi dotrwaliśmy do północy. W tym czasie Miki słodko spał nie zważając na hałasy za oknem. Gdy nastał 2015, złożyliśmy sobie z mężem życzenia i weszliśmy do pokoju synka, który obudził się, owszem, ale na karmienie;-) Mąż obdzwaniał więc rodzinę, a ja siedziałam w pokoiku, karmiłam Mikiego, który gdy tylko zapełnił brzuszek, spokojnie znowu odpłynął. I ze swoimi stałymi już pobudkami dospał do 10. 1 stycznia pojechaliśmy do znajomych pod miasto. Miki był jak zwykle bardzo grzeczny, czym ucieszył gospodarzy, którzy mają dwie córki, a jedna z nich wprost nie mogła się odkleić od małego chłopca nazywając go czule słodziaczkiem.

I tak w skrócie minął nam czas od ostatniego wpisu. Niestety, choć Miki to najgrzeczniejszy, najsłodszy i najbardziej uśmiechnięty chłopiec, coś nam skutecznie popsuło nastrój po cudownych świętach. Już 26 na skórze Mikiego pijawiły się czerwone plamy, które strasznie go swędziały. Do tego stopnia, że na głowie podrapał się do krwi. Zaczerwieniona były też plecy, ręce i nóżki, a na szyi wyskoczyły krostki. Wszystko to oznaczało, że nastąpiło zaostrzenie AZS lub coś podziałało na Mikiego alergizująco. Winiłam zjedzoną przeze mnie dzień wcześniej mandarynkę lub choinkę. W ruch poszły więc emulsja micelarna, krem z hydrokortyzonem i krem do skóry atopowej. Dziś skóra wygląda lepiej, niestety, na plecach wciąż pijawiają się czerwone plamy, łydki są szorstkiej, a na szyi pozostało kilka krostek. Walczymy więc dalej. Kupiłam Fenistil w kropelkach, więc przy wielkim ataku drapania, podaję synkowi trzy kropelki. To działa.