Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 stycznia 2015

Kasza gryczana górą!

No to już wiem, jakie upodobania kulinarne może mieć mój synek:-) Kleik ryżowy przyjął chłodno, ale z ciekawością. Druga była kaszka kukurydziana, która mu bardzo smakowała. Otwierał usta po kolejne żółte kuleczki, które formowałam, a on ze smakiem przeżuwał je i połykał. Potem nadeszła pora na kaszę jaglaną, która dla mnie samej jest ogromnym odkryciem. Miki jednak niezbyt ochoczo połykał kaszę, która ma trochę bardziej grudkową fakturę. Mi za to ona tak zasmakowała, że wpiszę ją do mojego menu, bo dla mnie jest zupełną nowością. Teraz jesteśmy na etapie kaszy gryczanej i to jest dopiero hit! Oczywiście, przecieram ją przez sito i podaję łyżeczką, bo trudno z niej zrobić danie metodą BLW. Miki wcina ją aż mu się uczy trzęsą! Wczoraj wieczorem po raz pierwszy zjadł całą miseczkę kaszki, którą mu przygotowałam. I obyście, dziewczyny, miały rację- Miki chyba dlatego budzi się tak często w nocy, bo jest głodny. Po tej misie jedzenia spał jak suseł od godziny 24 do 4 bez przerwy! Pobudki były tylko ok. 23.30, jak już wspomniałam- o 4, i potem dopiero o 6.30, a może i spałby dłużej potem, ale obudził go dźwięk odkurzacza, którego używano za oknem do odśnieżania...Gdy jeszcze go położyłam o 7, pospał do 8.30 i obudził nas uśmiechem. Oby tak dalej! Rano znów pochłonął miseczkę kaszki gryczanej. Potem wybraliśmy się do alergologa. Przełomu nie było- nadal muszę być na diecie bezmlecznej i bezsłodyczowej, bo to najbardziej szkodzi skórze Groszka. Po raz pierwszy Mikiemu trzeba było pobrać krew na panel, dzięki któremu dowiemy się, na co synek jest uczulony i dzięki temu od razu będziemy wiedzieli, czego się wystrzegać przy rozszerzaniu diety. Niestety, to wiązało się z płaczem tak smutnym, że aż ja uroniłam ukradkiem łzę. Groszek jest dużym chłopcem i trudno było znaleźć żyłę. Na szczęście, pielęgniarka była bardzo delikatna i konkretna zarazem. Zrobiła wszystko tak sprawnie, że mogliśmy szybciutko przytulić synka i ukoić jego ból, a pewnie bardziej strach.

Wczoraj byliśmy u doradcy laktacyjnego. Pani Ania rozpisała nam wprowadzanie mięsa, ryb i jajka. Za niecały miesiąc Miki spróbuje m.in. indyka, dorsza czy wędzoną makrelę. A co drugi dzień dostanie połowę jaja, taki farciarz;-) I otrzymaliśmy poradę, co zrobić z ząbkowaniem- mamy dać większą dawkę witaminy D, dzięki której zęby wyjdą szybciej i będzie po krzyku. Zobaczymy, czy ten sposób się sprawdzi.

A w niedzielę Miki dostanie pierwsze jabłuszko. Po kaszkowych doświadczeniach domyślam się, że synkowi bardzo smakują zdecydowane smaki, więc gotowane jabłko może wcale mu nie smakować. Potem wprowadzimy gluten- kaszkę manną, i tu także nie spodziewam się wielkiego zainteresowania. Pożyjemy, zobaczymy:-)

4 komentarze:

  1. Kasze to jest to, ostatnio pisałam o tym u siebie, więc zapraszam w wolnej chwili :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Doradcę laktacyjnego odwiedziliście tylko z powodu rozpisania nowych posiłków? Warto? Mój Bartek ma dopiero 4 miesiące, a ze jest tylko na moim mleku mam jeszcze czas na wprowadzanie jedzenia stałego. Jednakże mysle ze przydałaby mi się wiedza fachowa jakie produkty po kolei podawać. Napisz proszę jak przebiega taka wizyta.
    Pozdrawiamy
    Ania i Bartuś

    OdpowiedzUsuń
  3. Z doradcą historia sięga jeszcze ciąży:-) Pani Ania była wykładowcą w naszej szkole rodzenia. Już wtedy chciała zaszczepić w nas chęć karmienia piersią jak tylko długo się da. Wybrałam ją więc jako naszą położną rodzinną. Po narodzinach Mikiego od razu przyszła do nas sprawdzić, jak daję sobie radę z karmieniem, a potem przychodziła do nas do domu na wizyty patronażowe. Pomagała nam rozwiązać wszystkie dylematy, bo od drugiego miesiąca Miki miał problemy ze skórą. Dlatego wiedziałam, że przy jego skłonności do atopii będzie musiał nas ktoś poprowadzić za rękę. I dziś gorąco polecam wizyty u doradcy. Tyle mitów pani Ania obaliiła, a ja sama pewnie poddałabym się presji otoczenia i zaczęłabym rozszerzać Mikiemu dietę dużo wcześniej i to pewnie od warzyw. A pani Ania uświadomiła mi, że warto zacząć od kasz, bo nie obciążają tak nieprzygotowanego żołądka, uczą odruchu przeżuwania i są podstawą tworzenia dalszych posiłków razem już z warzywami, owocami i mięsem. Taka wizyta to rozmowa. Pani Ania rozpisuje nam na kartce co po kolei mogę wprowadzać, mówi na co uważać, doradza, jak posiłki mogą wyglądać. Przede wszystkim, ma ona fachową wiedzę i dlatego to ja uświadomiłam na przykład naszego pediatrę, źe zmieniły się zalecenia jeśli chodzi o gluten. Nie trzeba już myśleć o żadnym okienku glutenowym lub czekać dopiero do 10 miesiąca, tylko wprowadzać go wtedy, gdy tylko się chce i w normalnej objętośći, nie po łyżeczce- nie ma to żadnego wpływu na ewentualną celiaklię. A że pani Ania ma cudowne podejście do dzieci, to Miki uwielbia do niej chodzić;-) Pozdrawiamy:-)!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki wielkie za dobrą radę :) no i ten cynk o kaszach. To mi tylko uświadomią, że za chwilę czeka mnie kolejny etap rozwoju Bartka, z którego będzie trzeba się doktoryzować, więc może warto wspomóc się fachowcem. Już nawet szperałam w necie w poszukiwaniu doradców laktacyjnych w Poznaniu :)
    Pozdrawiamy
    Ania i Bartuś

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz i za wizytę na moim blogu:)