Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 10 września 2015

Wróciłam do pracy

Stało się. Mój najpiękniejszy czas w życiu zakończył się wraz z powrotem do pracy. Pod nazwą najpiękniejszy czas w życiu kryje się okres ciąży i 13-miesięcznego urlopu macierzyńskiego połączonego z zaległym urlopem. Już za mną epoka odkrywania uroków macierzyństwa, cieszenia się z każdego nowego dnia, który przynosił wciąż nowe, nieodkryte dotąd doznania. W każdej minucie mogłam być z moim synkiem, opiekować się nim, cieszyć razem z nim, pomagać mu rozwijać się, bawić się, rozweselać w gorsze dni, podbijać razem z nim świat. Wspólne śniadania, spacery, wolne chwile na czas drzemki - tego mi teraz najbardziej brakuje. I choć dobiega końca drugi tydzień pracy, wciąż nie oswoiłam się z myślą, że teraz kto inny będzie dzielił z Mikim większość dnia.

I teraz ta jaśniejsza część wpisu;) Tym kimś, kto teraz zajmuje się moim synkiem są dwie wspaniałe babcie, które świata poza wnukiem nie widzą. Dzięki temu jestem bardzo spokojna i łapię się na tym, że czasami przez cały dzień nie myślę, co w domu się dzieje. Wiem, że babcie nie skrzywdzą Mikiego i staną na rzęsach, by nieba mu przychylić. Konsultują ze mną zresztą bardzo dużo rzeczy i póki co nie złapałam ich na żadnym zabronionym czynie;) Dzięki nim mój powrót do pracy nastąpił tak płynnie, że oprócz tego, że muszę wieczorami gotować, prać i sprzątać, jakby nic się nie zmieniło.

No i wciąż karmię. Jestem z tego dumna, nie ukrywam. Miki po moim powrocie już czeka na cyca, bez niego nie zaśnie i w nocy także jeszcze się kilka razy budzi. Ale rano już następuje przerwa na czas mojej nieobecności i przed wyjściem tragedii nie ma. Póki co jeszcze uciekam po kryjomu, bo każda próba pożegnania dotąd kończyła się rykiem. Ale kiedy wyjdę niepostrzeżenie, wtedy jest spokój. Nie wiem, czy to humanitarne, czy nie, ale nie umiem na razie wypracować innego schematu.

A Miki ma się świetnie. Rozwija się tak szybko, że każdy dzień przynosi jakieś zaskakujące sytuacje. A to sam z siebie włączy radio i jeszcze sobie sam podgłośni, innym razem wykombinuje jak ułożyć klocki w wieżę, albo jak włożyć na drążek kółeczka. Śmiesznie tupta tym swoim kaczym chodem. Czworaki to już prehistoria. Waży 12 120 g. Wiem, bo dziś byliśmy na kontroli u pediatry;) I tylko AZS męczy biedaczka...

czwartek, 20 sierpnia 2015

Chodzi!Sam!

Dziś Miki zrobił kolejny milowy krok i to dosłownie! Stoję w kuchni przy gazówce, Miki kręci mi się przy nodze. I nagle jak nie ruszy na dwóch nogach do lodówki! Aż mi dech zaparło! By sprawdzić czy to nie przypadek, postawiłam go na środku kuchni i zaprosiłam do pójścia w moją stronę. Poszedł:-) Potem jeszcze w pokoju go namówiłam, by do mnie przyszedł, a po chwili sam postanowił wypróbować nogi i ruszył pomiędzy stołem a telewizorem, czyli jakieś pięć kroków naraz. Jestem z niego dumna! Wszyscy jesteśmy:-)! Tak potuptał, potuptał i padł- śpi słodko nasz aniołek i pewnie porządny sen przyjdzie dopiero około 22...

A jutro dowiemy się, co z anemią.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Roczny chłopiec to dusza towarzystwa

Wracam do pisania, bo wiele się u nas wydarzyło. Przede wszystkim dziecko mi się zmieniło nie do poznania. Najbardziej widać to po rozwoju komunikacyjnym. Miki zaczął ogarniać świat pokazując go paluszkami. Jasno wskazuje kubeczek, gdy chce mu się pić. Na stole wypatrzy ciasteczka, to da mi znać, że też chce. Gdy raz na balkonie widzieliśmy przelatujący samolot, to od tamtego czasu kilka razy dziennie Groszek wyciąga palec ku niebu i mówi to swoje aaaaaaaaaaa. Generalnie Miki bardzo mało mówi. Zapomniał nawet o swoich dwóch słowach- baba i mama. Teraz wszystko jest a lub e. Trochę mnie to martwi, ale słyszałam, że u chłopców to normalne, więc jeszcze nie panikuję. Słabo też z chodzeniem. To znaczy, chłopak swietnie przesuwa się wzdłuż przedmiotów i za rękę poprowadzony chodzi na dwóch nogach, ale jeszcze boi się sam trzymać równowagę. Trochę mi plany napsuł prezent od chrzestnej, która na roczek bez pytania kupiła mu popychacz. Wolałabym, by Miki nie przyzwyczajał sie do pomocy przy chodzeniu, bo to go rozleniwia, ale cóż począć- mały śmiga po pokoju za swoim pojazdem niczym błyskawica. Jest baaaardzo sprawny motorycznie pomimo swojej masy. Bez problemu pokona schody, przejścia, wspina się, ześlizguje. Mały cyrkowiec.
Coraz chętniej synek sam się karmi. I nie tylko zjada sam ciasteczka, chrupki czy owoce i warzywa. Gdy ma wenę, bierze się za szuflowanie łyżeczką. Jednak jeszcze podstawowym sposobem jedzenia jest karmienie go. Pije za to pięknie wyłącznie z kubeczka 360 i zwykłych kubków.
Mierzy 77 cm i waży 12 100 g. Wiem, bo przeżyliśmy już kolejne szczepienie. Miki nawet nie pisnął. Ma dużo ciałka, to pewnie nawet nie poczuł;-)
I teraz najważniejsze: ten nasz duży facet, co to je pięknie wszystko, co mu się da i jest wciąż karmiony piersią, ma anemię! Wykryliśmy ją przypadkiem. W nocy z poniedziałku na wtorek Miki ładnie zasnął. Po godzinie usłyszałam kwilenie, ale nie tak mocne, jak zwykle. Wchodzę do kto pokoju, a on leży, jakby spał i nadal kwili. Pomyślałam, że mu sie coś przyśniło, więc go wymuję. A on wiotki jak kukiełka. Przystawiłam do piersi, nic. Zero reakcji. Pionizuję go, zapalam światło, a on ma zamknięte oczy i głowa mu ucieka. Widziałam, że jest siny w okolicy ust, wiec krzyczę do męża, by wzywał karetkę, a ja impulsywnie biję go po pupie, bo zostałam pouczona, że to najlepszy sposób na wrócenie oddechu malcowi. Po kilku klapsach Miki się rozryczał i wszystko wróciło do normy. Karetka przyjechała migiem, ale jak przyjechali, tak pojechali, nie widzieli już nic niepokojącego. Następnego dnia mieliśmy mieć szczepienie, więc poszliśmy do przychodni i lekarka dała nam po naszej opowieści skierowanie na badanie krwi. No i wyszło szydło z worka. Wyniki słabe, więc być może przez niską hemoglobinę i nieznośny upał Miki nie mógł złapać oddechu i stąd ten nocny alarm. Od tamtego czasu Groszek wcina żelazo. Na szczęście, jak dotąd, nie ma problemu z zatwardzeniami, czego po swoim doświadczeniu z żelazem się bałam. Daję mu więcej mięsa cZerwonego, dużo buraczków, owsianki i wszystkiego, co ma witaminę C ułatwiającą wchłanianie żelaza. Zobaczymy za dwa tygodnie, czy wszystko się poprawi. Oby!
Da tygodnie temu byliśmy przez pięć dni w Jastarni. Najpierw się piekliłam na pogodę, bo było dość deszczowo i pochmurno, ale teraz dziękuję za nią Bogu z perspektywy czasu. Mogliśmy kilka godzin posiedzieć na plaży, pochodzić na spacery. A przy żarze lejącym się z nieba, byłoby to wykluczone. Miki mógł sobie poczworakować po plaży, tylko nóg nawet w morzu nie zamoczył. Ja zresztą tylko do kostek. I niestety śpuąc z nami w jednym łóżku, przyzwyczaił się do takiej formy usypiania. Co ja teraz mam za tragedię w porze spania! Jeden wielki płacz po włożeniu do łóżeczka. Dlatego godzę się, by zasypiał na naszym materacu, a potem go przekładam. Na materacu wystarczą dwie minuty i chłopaka nie ma. Myślimy więc o tym, by za jakiś czas po prostu przenieść się do drugiego pokoju na sofę, a Mikiego zostawić już tylko z materacem. Grunt to dobry sen, a skoro jemu to daje spokojne sny...
Miki robi furorę wszędzie, gdzie idziemy. Jest tak kontaktowy i zawsze uśmiechnięty, a do tego tak słodko okrągły, że nie sposób się do niego także nie uśmiechnąć. Do tego nauczył się robić papa i daje słodkie buziaki w policzek. Czy to na zakupach w markecie, w kościele, na imprezach, chłopca podziwiają wszyscy. Normalnie dusza towarzystwa! Do tego odkrył, że istnieją obok inne dzieci i lgnie do nich każdego dnia. Poszliśmy więc po raz pierwszy do piaskownicy, którą mamy pod blokiem. Tam okazało się, że w tym samym bloku mieszka chłopiec pół roku starszy- Szymon. Oni już niedługo będą rządzić na placu zabaw! Miki jeszcze obserwuje, ale już widzę, jak chce naśladować Szymka i jego starszego brata Julka. Cieszę się, że nie będzie się musiał za chwilę bawić sam pod blokiem, a i do szkoły chłopcy razem pójdą. Cieszę się tym bardziej, że Szymek i Julek mają fajną mamę, więc mam z kim pogadqć, gdy Miki przesypuje piasek.
W ciągu dnia pizmieniały nam się pory drzemek. Teraz zazwyczaj Miki śpi raz gdzieś w okolicach 13, a wieczorem szybko jest senny, ale przez to, że tata wraca późno z pracy, pora snu nadal sytuuje się w okolicy 21.
A ja wracam we wrześniu do pracy i przyznam szczerze, że już się tego nie mogę doczekać.

poniedziałek, 20 lipca 2015

I po groszkowej imprezie

Niedziela była pełna wrażeń. Najpierw pojechaliśmy do kościoła. Miki nie chciał tak szybko tam zasnąć, więc gdy już na chwilę przed końcem mszy oczy mu się zamknęły, trzeba było potem pójść na spacer. Więc podreptali- tata i syn. Ja pojechałam odebrać tort i kupić kiełbasę do leczo. Gdy wróciłam, ich jeszcze nie było. Ogarnęłam więc dom i zaczęłam przygotowania. Nadmuchałam baloniki, rozłożyłam biały obrus. Gdy wrócili, Miki dostał obiadek, tata miał chwilę dla siebie. Nim się obejrzeliśmy, wybiła godzina zero. Z hukiem wpadli goście: babcie, dziadek, prababcia, ciocia, chrzestna i chrzestny. Miki w białek koszulce i krawacie przywitał całą tę wesołą bandę swoim najlepszym uśmiechem. No i się zaczęła impreza! Załatwiłam nawet synowi fajerwerki- za oknem błyskało i grzmiało aż strach! Po buziakach wjechał tort i szampan. Jubilat w swoim krzesełku najpierw wysłuchał naszego sto lat, a potem z szelmowskim uśmieszkiem zanurzył łapkę w torcie. Spróbował, ale chyba nie bardzo mu smakowało;-) Potem rozpakowaliśmy prezenty. Większość gości podarowała Mikiemu pieniądze i uzbierał chłopak niezłą sumkę. Dostał też furę ciuchów, garnuszek na klocuszek Fisher Price'a, książkę, klocki Duplo, kosmetyki i chodziko-popychacz Smiki. Potem na stół trafiły różaniec, kieliszek, książka, moneta i piłka do kosza ( mąż chce, by synek został graczem NBA;-)). I co wybrał nasz mały diabełek? Różaniec! Oczywiście, traktujemy to jako zabawę, ale mąż uważa, że sfingowałam wyniki testu, bo rzeczywiście poprawiłam różaniec i za chwilę Miki po niego sięgnął. Ale fakt jest też inny: druga w ręce Groszka trafiła książka, potem kieliszek, moneta, a piłka jak leżała, tak leżała;-)
Burza minęła, a ja przygotowałam kolację. Nic szczególnego, raczej menu szybkościowe: leczo, tradycyjna sałatka warzywna, wędlina, pomidory.
Miki szalał przez cały czas i po kolei z każdym się bawił, więc nie zdziwiło mnie, gdy po 19 zachciało mu się spać. Położyłam więc go, a my siedzieliśmy sobie i gadaliśmy. Po godzinie jubilat otworzył oczęta, a goście pożegnali się i wyszli.
Groszek po dniu pełnym wrażeń był żywotny jeszcze do 21.30. Potem kąpiel i usypianie, które ostatnio kończy się wielkim rykiem. Po raz drugi pistanowiłam płacz przeczekać udając, że mnie nie ma w pokoju i po raz drugi sukces- po kilku minutach synek się uspokoił, wyciszył i sam zasnął w łóżeczku. Pobudka o 3, o 6 wzięłam go do nas i tak pispał szkrab do 9.30, co mu się ostatnio nie zdarza.




niedziela, 5 lipca 2015

Prawie roczniak

Jeszcze chwila, jeszcze moment i będę mamą roczniaka. Nie wierzę w to, co piszę! To już? Szok! Trzeba w głowie sobie poprzestawiać. Bo Miki to już nie niemowlak, a coraz większe dziecko. Je już prawie tak jak dorosły. Nosi ciuszki nr 86. Ba, ostatnio nawet buty pierwsze dostał. Sandałki firmy Ren But. Póki co pełnią funkcję ozdobną, bo synek porusza się jedynie przy meblach, ale tylko patrzeć aż sam ruszy w świat. Wieczorem szczotkujemy zęby, bo choć mleczaki, to zdrowe być muszą. Miki pije z kubeczka Lovi 360. Super wynalazek! Przesiadł się do dorosłego fotelika Recaro young sport. Szafki, półki a nawet wanna to źródło zabawy- wszystko idzie w ruch. Na spacerach coraz częściej wózek jest odwrócony ku ulicy, taki ciekawy świata jest nasz szkrab.

I tylko w nocy nadal pobudki... Czasami z przerwą 4-5 godzinną, ale jednak najczęściej co 2-3 godziny.

Planuję imprezę. Zamówiłam tort. Kolorowy, z ciuchciami, trawą i muchomorami. Zaproszenia ręcznie robione przez koleżankę cudotwórczynię się robią. 19 lipca więc świętujemy!

środa, 1 lipca 2015

Mamamamama

O prawie miesiąc spóźniło się słowo mama:-) I jeszcze żeby było śmieszniej, Miki uraczył tym pierwszym nowym słówkiem nie mnie, a mojego męża;-) No i teraz mamy w domu zazdrość unoszącą się w powietrzu: dlaczego jeszcze nie mówi tata?

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Groszek chory

Pierwszy raz od urodzib Miki nam się rozchorował. Tydzień temu w sobotę pojechaliśmy na działkę. Tam synek mógł sobie pobaraszkować na kocu, a że było upalnie, siedzieliśmy sobie w cieniu popijąc- ja Karmi, on wodę. Gdy przyszła pora obiadowa, Groszek krztusił się jedzeniem. Zrzuciłam to na zbyt duże kawałki ziemniaka. Do wieczora wszyscy byliśmy w dobrych humorach. Gdy dojechaliśmy do domu okazało się, że Miki ma gorączkę ponad 38-stopniową. Nic po nim nie było widać, choć mąż usilnie mi wmawia, że od rana zauważył szkliste oczy naszego berbecia;-)
Zrobiliśmy więc kąpiel, która lekko ochłodziła dziecko. Niestety, w nocy temperatura skoczyła do ponad 39 stopni. Nie było na co czekać, syrop przeciwgorączkowy poszedł w ruch i pozwolił Mikiemu zasnąć. Rano powtórka z rozrywki- znów 39...Pojechaliśmy do lekarza. Pani doktor zajrzała w gardło i stwierdziła zapalenie...By nie podawać od razu antybiotyku zaproponowała Tantum Verde, syrop przeciwwirusowy Neosine i mocniejszy lek przeciwgorączkowy. Miki jak zwykle był pogodnym dzieckiem, nie widać było po nim choroby. Tylko pomimo kuracji co kilka godzin zbijaliśmy wysoką gorączkę. We wtorek było to już dla mnie nieznośne- ile można go szprycować? Pojechaliśmy do innej lekarki i ona zaglądając w gardło orzekła, że jest tak brzydkie, że nie ma innej rady- antybiotyk. Po podaniu wieczorem pierwszej dawki temperatura się uspokoiła. Przez cały tydzień siedzieliśmy więc w domu,a jak wiadomo- w czasie deszczu dzieci się nudzą;-) Trzeba było się wysilać, by nasze marudeńko wciąż miało coś do roboty. Na szczęście, mąż miał tydzień urlopu, więc jego pomoc była nieoceniona. Biedak tylko nie wypoczął, co miał w planie:-)
Dziś koniec kuracji antybiotykowe, jedziemy na kontrolę.
Oby Miki wrócił do swej tradycji niechorowania!

czwartek, 4 czerwca 2015

Wstał!Stoi!

Dawno mnie tu nie było,ale jestem usprawiedliwiona. Przeżyliśmy moje urodziny, zaległy obiad u teściowej z okazji Dnia Matki, w niedzielę wizytę u moich rodziców, w poniedziałek pierwszy Dzień Dziecka Mikiego. Ciągle coś! A we wtorek synek zrobił coś,czego jeszcze się nie spodziewaliśmy. Siedział przy sofie i po prostu jak gdyby nigdy nic, wstał i stał tak w najlepsze kilka minut. Zaciekawił go komputer leżący na sofie i ciekawość uniosła go na nogach;-)A od wczoraj Miki stoi już w najlepsze gdzie tylko dusza zapragnie i zaczyna się powoli przesuwać przy sofie. Czworakowania też się tak szybko nie spodziewaliśmy z powodu ciężkiego tyłeczka Mikiego, a tu chłopak nam się tak rozpędził, że w kilka dni pokonywał już znaczne odległości. Dziś już o turlaniu nawet nie pamiętamy. A już za chwilę nastąpi era pierwszych kroków...





środa, 20 maja 2015

Mój 10-miesięczniak

Co prawda jeszcze nie dziś, ale w piątek Miki skończy 10 miesięcy. Jutro mam urodziny, więc wiem, że najbliższe dni nie pozwolą czasowo na podsumowanie. A więc:
- Miki waży prawie 12 kilo. Tak, tak...Tyle dźwigam...
- mierzy ok.77 cm.
- ma osiem zębów i kolejne dwa tylne są od kilku tygodni w natarciu.
- ma jedną lub dwie drzemki dziennie. Jedną na spacerze około południa, a dwie, gdy najpierw zaśnie około 10, a potem pada znów o. 15.
- je wszystko, co może już jeść i wszystko mu smakuje.
- czworakuje i dobiera się do każdego miejsca, które mu przyjdzie do głowy.
- jest fetyszystą stóp- uwielbia oglądać stopy innych osob i ten widok go rozśmiesza
- kocha nasze laczki. Potrafi przetuptać cały pokój, by się do nich dobrać i oczywiście po chwili zabawy lądują w jego buzi, co usilnie ganimy.
- wstaje na kolana. Szczególnie dobrze mu to wychodzi przy oknie balkonowym i przy sofie. Jeszcze chwila i chłopak zacznie chodzić!
- przesypia spacery, nie ma go około dwóch godzin.
- w nocy budzi się co dwie godziny. Nadal go karmię piersią. Około 5-6 zabieram go jeszcze do łóżka i pośpi z nami do 7-8.
- jest najbardziej uśmiechniętym dzieciakiem jakiego znam. Śmieje się przez cały dzień do każdego, a szczególnie pięknie do babć.
- nadal mówi tylko słowo baba i kilka swoich własnych dźwięków.
- nosi pieluszki największe z każdej firmy. Ostatnio oryginalne pampersy mu przeciekają i nie mam pomysłu dlaczego.
- przechodzimy do ubranek rozmiaru 86.

czwartek, 14 maja 2015

Nie śpi on, nie śpię ja

Od ponad tygodnia Miki ma wielkie problemy ze spaniem. Kładę go tradycyjnie po wieczornych oblucjach około godziny 20.30. Zje co swoje z piersi i szybciej lub później usypia przy piersi lub w swoim łóżeczku. No i śpi do 22 lub w porywach do 23. Potem pobudki przydarzają się co godzinę, a czasami nawet co pół. Szaleństwem są całe dwie godziny. O godzinie 5, najpóźniej o 6, następuje ostateczne rozbudzenie i wtedy Miki trafia do naszego łóżka. Przymknie oko lub nie, jak mu się zachce. Dziś na przykład pospał jeszcze do 7. 
Dlaczego o tym piszę? Bo jeszcze tydzień temu zdarzyło się synkowi przespać całą noc, a regułą była już tylko jedna pobudka około 2. No i ktoś mi dziecko podmienił. Zęby? Zbyt dużo wrażeń? Lęk separacyjny? Niech ktoś mi pozwoli pospać choć trzy godziny ciągiem!!! Błagam!!!