Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 31 grudnia 2013

Pierwszy sylwester z Groszkiem

Ten rok był dla mnie przełomowy. Ślub, ciąża, a nawet remont mieszkania  to rewolucje w moim życiu. Właśnie- moje życie stało się naszym życiem. Dziecinny egocentryzm jakoś tak sam się rozmył. Częściej rezygnuję z upierania się na rzecz kompromisu. Przestałam wymagać zbyt wiele od męża, bo przecież sama nie jestem ideałem, więc dlaczego chciałam go na siłę zmieniać i wpasowywać w wymyślony przeze mnie szablon?  To nam wyszło na dobre. Pojawił się spokój, prawdziwe szczęście. A teraz, gdy mam świadomość, że noszę w sobie nowe życie,  pojawiło się poczucie odpowiedzialności. Groszek usilnie mi o sobie przypomina, bo towarzyszy mi ciągle uczucie głodu. Więc jem;-) Już nie mogę się doczekać kolacji sylwestrowej, która rozpocznie się o godz. 21. W menu same smakołyki, więc martwię się tylko, by nie powtórzyła się sytuacja z Wigilii- oczy chcą, a buzia nie. Picollo już też czeka na północ. A Groszek chyba wyczuwa obecność w domu taty, bo dziś wyjątkowo grzeczny:-) Mdłości tylko po śniadaniu się pojawiły.


Za kilka godzin ten dobry rok się skończy i po nim przyjdzie kolejny przełomowy rok. Życzę wszystkim, którzy zaglądają tutaj, by najbliższych 12 miesięcy przyniosło same dobre, wzruszające, radosne i niezapomniane chwile.

Sandra

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Święta mi uciekły...

Miały być życzenia dla Was, zdjęcia brzuszka, a wyszedł jeden wielki bałagan w domu...Równo tydzień temu przez nasze mieszkanie przechodziła jakaś burza: zagubiłam się w natłoku zajęć. Sprzątanie, gotowanie, zakupy. Kładłam się spać grubo po północy. Ale prawdziwym kataklizmem była Wigilia. Obudziłam się o 8. Szybkie śniadanie i od razu przystąpiłam do dzieła. Zupa owocowa, groch z kapustą, kluski, śledzie w śmietanie - poszło migiem. Około 11 czułam, że nad wszystkim panuję. Niestety, jak nie urok, to to drugie... Mąż nie sprawdził wcześniej, czy lampki na choinkę działają, no i oczywiście nie działały...Najpierw próba sprawdzenia wszystkich światełek, potem działania z kabelkami. Wszystko na nic. Po godzinie mąż ruszył do Castoramy, a tam oczywista oczywistość- brak odpowiednich lampek. W Realu uratowali naszą choinkę- znalazł się sznur kolorowych ledów. Dobre i to. Ale byłoby za różowo, gdyby strojenie przebiegło sprawnie. Okazało się, że pień był za krótki, by go wbić na gwóźdź stojaka i nagle ubrana choinka przewróciła się. W ostatniej chwili ją złapałam...Zaczęło się piłowanie dolnych gałązek. Jedna, druga, trzecia, a tu ciągle nic. Wtem przy obcinaniu kolejnej...złamał się brzeszczot...Gdy już opanowałem nerwowy śmiech w końcu pozbyliśmy się wszystkich przeszkadzających gałązek i choinka stanęła stabilnie. Była 14. Zabrałam się za pakowanie prezentu dla teściowej- duży karton roweru stacjonarnego nie był łatwym do owinięcia... Gdy o godzinie 15 wróciłam do kuchni, czułam, że przestałam wszystko ogarniać... Tyle jeszcze rzeczy do zrobienia, a ja w proszku. Skończyło się tym, że gdy pierwsi goście przyjechali ok. 17.30, ja nie miałam nawet obranych jeszcze ziemniaków, nie mówiąc o smażeniu pstrągów... Gdy wszyscy o 18 siedzieli już przy stole, ja jeszcze przez godzinę krzątałam się po kuchni. Oczywiście, jak to ja, nie pozwoliłam sobie w czymkolwiek pomóc i z godzinnym opóźnieniem zasiedliśmy do wieczerzy. Byłam tak głodna, że sama rzuciłam się na jedzenie. Tyle, że głód migiem przeszedł i z obietnic spróbowania prawie wszystkiego nie wyszło nic. Zjadłem  jedynie ziemniaki z sosem grzybowym, zupę owocową, kawałek pstrąga. Po kolacji przyszedł Gwiazdor;-) Dostałam m.in balsam dla kobiet w ciąży, książki- o Audrey Hepburn mej ukochanej i jeden romans na długie wieczory, półmisek Villeroy&Boch, piękny naszyjnik z koralików i materiału, kolczyki z onyksem, świeczki zapachowe, pieniądze. Sporo tego:-) Chyba byłam grzeczna;-) Bardzo zaskoczył mnie prezentami mój kochany mąż: w sporym kartonie po butach, którego widok pod choinką mnie zaskoczył, kryły się piękne kolczyki z perłami i śmieszne kapcie w kształcie goryli. Jeden zasłania oczy, drugi uszy. Wprawiły w rozbawienie nie tylko mnie, ale zaśmiewała się cała rodzina:-) Wreszcie będzie mi zimą ciepło w stopy;-) Po wizycie Gwiazdora przyszedł czas na ciasto. Moja mama jest sernikową mistrzynią! Jej placek jest delikatny, wilgotny, odpowiednio doprawiony. Pycha! Posiedzieliśmy tak sobie aż do godziny 23. Gdy wszyscy wyjechali, wybraliśmy się na tradycyjną pasterkę. Takich tłumów już dawno w kościele nie widziałam. Rzutem na taśmę znaleźliśmy siedzące miejsca przy murze. Równo o północy poczułam głód...Gdy tylko wróciliśmy, skierowałam się do lodówki po rybę opiekaną w zalewie octowej. Tej nocy szybko zasnęłam;-) Na szczęście w pierwszy i w drugi dzień Świąt mogliśmy sobie dłużej pospać. Popołudniami wybraliśmy się do teściowej i moich rodziców. I tak migiem uciekło Boże Narodzenie...W piątek czułam się fatalnie. Przeleżałam praktycznie cały dzień, wieczorem ruszyliśmy do naszych znajomych pod miasto. W sobotę z innymi znajomymi pojechaliśmy do Imaxa na Hobbita. Fajny film! W niedzielę odwiedziliśmy cmentarz i wylądowaliśmy na obiedzie u teściowej. Dziś mieliśmy kolędę, trzeba więc było ogarnąć mieszkanie, a kuchnia po świętach wyglądała jak pobojowisko...Ksiądz się z wizytą nie spieszył, więc zdążyłam się dziś przymusowo przegłodzić...Obiad jedliśmy dopiero po 19...A jutro mąż zabiera mnie na romantyczną sylwestrową kolację do dobrej restauracji i tam powitamy Nowy Rok. Ja oczywiście jedynie wodą;-) Teraz jesteście już z wszystkim na bieżąco;-) A co u Was? Jak minęły święta?

  • Chodzi za mną ten utwór od jakiegoś tygodnia;-)
Michał Lorenc - Taniec Eleny


niedziela, 22 grudnia 2013

Zrobiło się spokojniej

Ogarnęłam praktycznie wszystkie świąteczne tematy. Mam już gotowe wszystkie prezenty, z gotowaniem także się wyrabiam. Oto dowód:
Uszka i pierogi już zamrożone, bigos leżakuje, w lodówce stoją śledzie w pierzynce z cebuli, z octem i olejem, a także opiekane ryby w zalewie octowej.
A teraz z Groszkiem lukrujemy pierniczki, które wczoraj upiekłam.
Są mięciutkie, pulchne i od razu gotowe do zjedzenia. Dłuższy odpoczynek w puszce nie robi im krzywdy, wciąż są tak samo pyszne. A najważniejsze, że wszystkim smakują i znikają w okamgnieniu;)
Przepis tutaj: http://www.wielkiezarcie.com/recipe39728.html
Jestem tak pochłonięta przygotowaniami do świąt i umknęło mi, że wczoraj minęły dokładnie dwa miesiące mojej ciąży. Przez ostatni rok liczba 21 stała się dla mnie ważna - tego dnia w czerwcu wzięłam ślub, a potem od tej daty w październiku liczy się dla mnie nowy etap: etap bycia mamą:) Jutro napiszę o tym trochę więcej i oczywiście wrzucę fotkę, byście mogli ocenić, jak wyglądam w 9  tygodniu ciąży:)
  • Dziś moja ukochana świąteczna i jednocześnie nieświąteczna piosenka. Uniwersalność jej przekazu towarzyszy mi przez cały rok.  
Frankie Goes to Hollywood - The Power of Love

czwartek, 19 grudnia 2013

Nienawidzę zakupów!

Nienawidzę zakupów i to nie tylko przed świętami. Generalnie każdy wyjazd do supermarketu jest dla mnie katorgą. Dlatego czasami zastanawiam się, czy na pewno jestem kobietą, bo nawet wyjście po ciuchy mnie nie bawi. Najpierw oglądam rzeczy w internecie, a potem idę prosto do sklepu po to, co wcześniej sobie upatrzyłam. Dzięki temu rach-ciach i po sprawie. Dlatego gdy dziś wiedziałam, że czeka mnie kilka godzin w przepełnionym domu handlowym, od rana byłam chora. Zmusiłam się, by wyjść, bo przecież prezenty jeszcze nieskompletowane. No i się zaczęło. Wybór prezentu dla brata: w necie wypatrzyłam sympatyczną opcję i dlatego tu poszło szybko- łącznie z kolejką do kasy ok. pół godziny. Dramat rozegrał się po chwili. Chciałam kupić mamie portfel, ciotce szalik, a babci broszkę. Obeszłam praktycznie wszystkie sklepy i dopiero w ostatnich znalazłam coś, co mnie zainteresowało jeśli chodzi o portfel i szalik. Broszki niestety nie pasowały mi. Okazało się, że tak łaziłam dwie godziny i zaczęło mi burczeć w brzuchu. Poszłam więc do cukierni i nagle w kolejce zrobiło mi się słabo. Myślałam, że już odpłynę, ale w ostatniej sekundzie usiadłam przy stoliku. Pani z obsługi od razu do mnie podeszła, więc zamówiłam pączka i gorącą czekoladę, by podnieść poziom glukozy. Wszystko szybko przyszło i gdy przegryzłam kilka kęsów, od razu się poprawiło. Widać, nie mogę dopuszczać do sytuacji, że mój żołądek wręcz woła o paliwo. Gdy już się posiliłam, kupiłam ostatnie przewidziane rzeczy i pojechałam do naszego osiedlowego marketu po ostatnie świąteczne sprawunki. Koszyk szybko się zapełnił, stanęłam w kolejce do kasy, a gdy przyszło do płacenia, kolejny dramat: moja karta wskazywała na odmowę dostępu, choć przed zakupami sprawdzałam, jakimi środkami dysponuję. Wyciągnęłam więc z portfela wszystkie pieniądze, ale nadal odmowa...Szybki telefon do męża, by przelał mi 200 zł, ludzie za mną zdenerwowani i wcale im się nie dziwię, kasjerka czeka na to, co teraz nastąpi....Po minucie na szczęście przyszły pieniądze, bo mamy z mężem ten sam bank, zapłaciłam, przeprosiłam i wróciłam do domu. Od razu zajrzałam na konto, co też się stało. Okazało się, że jeden ze sklepów w domu handlowym podwójnie ściągnął mi należność, a w markecie do zapłacenia własnymi środkami zabrakło mi...10 zł. Tyle nerwów przez głupią dychę...Właśnie kończę chwilę odpoczynku i ruszam do kuchni. Dziś robię bigos, a wcześniej trzeba zadbać o jakiś obiad;-)


środa, 18 grudnia 2013

Pierogi, uszka i ościeżnice

W telegraficznym skrócie, bo pracy pełne ręce:-) Groszek dzielnie znosi wszystkie mamowe wybryki- mycie szafek kuchennych, wyprawy na rynek i poszukiwanie reszty prezentów. W domu już pachnie grzybami suszonymi i kapustą, a to znak, że dziś zabieramy się za lepienie pierogów. Z samego rana ekipa zamontowała nam ościeżnice, czekamy teraz na drzwi. Mam nadzieję, że do Świąt dotrą, bo wstyd przed rodziną... A to już siódmy tydzień oczekiwań na drzwi, więc cierpliwości coraz mniej, a zasłonki powoli zaczynają denerwować... Wczoraj kupiliśmy choinkę- świerk srebrzysty. Już nie mogę doczekać się aż rozbłyśnie światełkami i blaskiem kolorowych bombek. Jemioła niestety umarła- w ciągu jednego dnia cała się rozsypała, więc zwłoki leżą na balkonie i zobaczymy, czy cokolwiek da się jeszcze z nich wykrzesać. Wczoraj kupiłam też pstrągi- nienawidzę tego całego skrobania, taplania się w wodzie, by nie pobrudzić łuskami całej kuchni, krojenia na kawałki, pozbawiania płetw...Ale to już tradycja, więc bez mrugnięcia okiem spędziłam przy tym aż dwie godziny...A to było zaledwie osiem ryb- zwariowałabym, gdyby było ich więcej;-)
No dobra- to do roboty! W ubiegłym roku mąż nie mógł się nachwalić uszek w barszczu, więc w tym roku nie mogę spuszczać z tonu;-)


  • Teledysk tym razem kiepski, a piosenka może i nie najwyższych lotów, ale oddaje mój radosny nastrój:-)
Varius Manx- Hej, ludzie, idą święta

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Pracowity poniedziałek

Po sobocie bez żadnych dolegliwości nastąpiła niedziela z nowym problemem. Od rana czułam się osłabiona, więc wolałam nie wstawać zbyt często z łóżka, by nie nabyć siniaka po upadku. Mój wspaniały mąż biegał nade mną chcąc przychylić mi nieba. A ja na nic nie miałam ochoty... Aż w końcu wieczorem po wciśniętej w siebie kanapce ledwo co dobiegłam do łazienki... Myślałam, że ciągłe mdłości to wszystko, co ciąża mi przyniosła. A tu taka nowość;-) Dziś rano jakoś już było lepiej. Zjadłem kanapkę, zabrałam się więc pełna optymizmu za mycie szyb. Powolutku, spokojnie, by nie zrobić krzywdy sobie i Groszkowi. Poszło mi całkiem sprawnie, po czym...znowu ledwo co dobiegłam do łazienki. A już chwilę później czułam się znów dobrze i wybrałam się na zakupy. Odebrałam paczkę z zamówionym prezentem, kupiłam opłatki i składniki dzisiejszego  obiadu. Pierwszy dzień urlopu uznaję więc za całkiem udany;-)

  • Piękny teledysk!
Nightwish- Amaranth

piątek, 13 grudnia 2013

Z Groszkiem przygotowujemy się do świąt

No i stało się: dziś od godziny 17.01 jestem na urlopie:) Oczywiście, jeszcze chwilę temu odpisałam na służbowego mejla, ale psychicznie już odpoczywam. Opracowałam harmonogram prac i postaram się go trzymać. Wiadomo, że nie wszystko da się przewidzieć i pewnie wyskoczy kilka nieprzewidzianych spraw, ale lubię porządek w życiu. Zrobiłam już też listę zakupową i rozpisałam, co komu kupię na święta. Uwielbiam przygotowania do Bożego Narodzenia:) Cieszy mnie wybieranie prezentów, czekam już na kilka przesyłek. Lubię kupować w internecie. Jest to proste, szybkie i wygodne. No i w wielu przypadkach tańsze;)

A oto, co przywiozłam dziś z pracy:)
 
 
   Co do moich problemów żołądkowych, to nic się niestety nie zmieniło. Jak mnie mdliło, tak mdli dalej, a niestrawność sprawia, że boję się cokolwiek jeść, by od razu nie poczuć niesmaku w buzi... Koleżanka, która miała podobne przejścia poradziła mi, bym zaopatrzyła się w Rennie i po jedzeniu zjadła. Niestety, tak jak imbir: efekt jest na tyle krótkotrwały, że nie opłaca się tego używać. Trudno. Szukam dalej pomocy;)
  • Jemioła przyprawia mnie o pozytywne myślenie i bez wina;) 
Cliff Richards - Mistletoe and Wine 

wtorek, 10 grudnia 2013

Na froncie bez zmian

Zabiegania ciąg dalszy. W sobotę przedłużone Andrzejki, czyli wizyta teściowej i siostry męża. Od rana sprzątanie, zakupy, a Groszek niestety ostatnio nic a nic nie współpracuje ze mną- najchętniej całe dnie bym spała, nic nie jadła przez ciągłe mdłości i w ogóle nie podnosiłabym się z sofy przez brak sił. W życiu tak się nie czułam i powoli zaczyna mnie to wkurzać- jestem osobą aktywną, więc taka niemoc powoduje małą frustrację. Ale czego się nie robi dla dobra maluszka. Odpuściłam więc część zaplanowanych rzeczy. Mąż zrobił przepyszną pizzę, jaką on tylko robić potrafi i jest sławny dzięki niej wśród znajomych, którzy aż czasami się wpraszają na pizzową ucztę. Był tort amaretto, który niestety nie przypadł mi do gustu. Coś mi się w głowie poprzestawiało przez ciążę i trzymam się z daleka od czekolady, choć jeszcze kilka tygodni temu byłam czekoladoholikiem. Po zakończonej wizycie przenieśliśmy się na kolejne imieniny, do koleżanki o imieniu Basia. Tak się wciągnęliśmy w quiz wiedzy na Play Station, że ani się obejrzeliśmy, a zrobiła się trzecia w nocy...Aż się sama sobie dziwię, że wytrzymałam do tej godziny. W niedzielę spałam więc do12, ale pobudka nie była miła. Po zjedzeniu połowy kanapki z domowej roboty pastą jajeczną niemal straciłam przytomność. Ledwo co dotarłam do łóżka i spędziłam tam kolejną godzinę. Niedziela była więc już stracona...
Poniedziałek i dziś to dwa dni w biegu. Po weekendzie rozpocznę dwutygodniowy urlop, więc staram się wszystko wcześniej ogarnąć. Nie chcę niczego zostawiać na później, bo wiem, że w ferworze przedświątecznych przygotowań nie będę miała czasu na zadania, których teraz nie wykonam. Zresztą, od poniedziałku chcę myśleć tylko o pierogach, uszkach, piernikach i innych świątecznych cudach, nie o pracy. Poza tym, wiem, że przy moich obecnych problemach nie wszystko będzie szło jak z płatka, więc będę potrzebowała więcej czasu na czynności, które jeszcze rok temu płynnie wykonywałam.
Odliczam już dni do urlopu:-) Może wtedy uda mi się wreszcie poczuć świąteczną atmosferę, której teraz strasznie mi brakuje....


  • W moim kochanym mieście zrobiło się już anielsko:-) Jutro postaram się Wam to pokazać, a dziś anielska piosenka:-) 
Robbie Williams- Angels







piątek, 6 grudnia 2013

Groszkowe bijące serduszko

Dziś krótko, ale treściwie:-) Mikołaj spisał się na medal! Nie dość, że znalazłam w bucie przepiękną ręcznie zdobioną bombkę w kształcie ośnieżonego domku, to jeszcze sprytnie pomyślał, że ostatnio w ogóle nie mam ochoty na słodycze, więc po co miałyby się marnować. Przyniósł mi więc czteropak jajek z niespodzianką, które uwielbiam, a które mnie nie zasłodzą;-) Kochany Mikołaj! A już w ogóle wielką radość sprawił mi, gdy na ekranie zobaczyłam bijące serduszko naszego Groszka:-D Maleństwo ma 7,2 mm i dziś się potwierdziło, że według jego dotychczasowego rozwoju            przyjdzie na świat 28 lipca. To były bardzo udane Mikołajki!

  • Się jakoś biało za oknem zrobiło...Marzę, by podobna aura towarzyszyła nam podczas świąt...
Frank Sinatra - White Christmas

czwartek, 5 grudnia 2013

Taki ze mnie wybryk natury

I znów czwartek...Czas tak szybko ostatnio mija, że nie nadążam z ogarnięciem wszystkiego... Wczoraj byłam na badaniach. Na szczęście wszystko jest w porządku, tylko dostałam zakaz jedzenia gwoździ, bo żelazo mam zbyt wysokie;) Dziwne- myślałam, że kobiety w ciąży cierpią na anemię, a nie na nadmiar tego składnika w organizmie. Widać, jestem jakimś wybrykiem natury;)
Przyznam, że trochę obawiałam się wyników dotyczących żółtaczek. W liceum z marszu wzięli mnie na stół operacyjny z atakiem wyrostka robaczkowego. Nie miałam więc czasu na zaszczepienie się. Tyle mówi się o tym, jak łatwo zarazić się żółtaczką wszczepienną... Ale nie ma się co martwić, ciąża przydaje się nawet do tego, by upewnić się co do swego stanu zdrowia;)
A teraz czas wyszorować but:-) W moim domu tradycją było to, że Mikołaj zaglądał tylko do jednego. Dlatego zdziwiłam się, gdy znajoma na Facebooku wkleiła zdjęcie synka szykującego obuwie z całej szafki. Ale co dom, to obyczaj:-)

  • Życzę wszystkim udanych Mikołajek:-)! My swój prezent dostaniemy ok. godz. 8.30.
Frank Sinatra - Santa Claus is coming to town

wtorek, 3 grudnia 2013

Poimprezowaliśmy w weekend

Wybaczcie dłuuuuugaśną nieobecność, ale za mną imprezowy weekend i dopiero dziś się po nim ogarnęłam;) Jako że mój mąż to Andrzej, nie można było przepuścić takiej okazji, by przed rozpoczęciem Adwentu sobie potańczyć:) Nie jestem przesadnie religijna, ale Adwent ma dla mnie szczególne znaczenie- staram się w nim wyciszyć przed radosnymi świętami i karnawałem. Każdemu się to przydaje raz na jakiś czas;) W sobotę chcieliśmy sobie pospać, ale Groszek mi na to nie pozwolił. Przemęczyłam się aż do 9, by nie obudzić męża i niestety, nie udało się. Moje mdłości niepozwalające zasnąć ponownie po przebudzeniu są dobijające... To pierwsza i oby ostatnia wada ciąży... Po złożeniu życzeń i wręczeniu prezentu, przygotowałam śniadanie. Chodzą za mną ostre i kwaśne rzeczy, więc nie musiałam się tego poranka natrudzić- rybka w occie została wręcz pochłonięta;) Po śniadanku dłuuugie leniuchowanie, bo przecież sobota zobowiązuje. Przed godziną 17 wybraliśmy się na uroczysty obiad do naprawdę fajnej restauracji. Żurek był przepyszny, a wiem co mówię, bo jestem żurkomaniakiem. Domowe zrazy były zrobione tak, jakbym sama je przygotowała: z zawartością cebuli, boczku i ogórka. Do tego przepyszne buraczki na maśle. A na deser pychotka: połączenie sorbetu truskawkowego smakującego latem, prawdziwej bitej śmietany i gorących malin. Ledwo co to wszystko w siebie zmieściłam. Po powrocie do domu krótki odpoczynek i...poczułam, że znowu jestem głodna;) Powstrzymałam się jednak przed spacerem do lodówki i zjadłam tylko banana. Przecież to musiał być fałszywy alarm: nie można być głodnym w 20 minut po tak sytym obiedzie... Na szczęście nie miałam dużo czasu na zastanawianie się nad tym problemem, bo byliśmy umówieni na imieninową imprezę Andrzeja w klubie. Przyszło wielu znajomych i przyjaciół, w przyjemnej atmosferze spędziliśmy tam czas aż do godziny 3. Sama jestem w szoku, że tuż po 22 nie zasnęłam na kanapie, a dzielnie wytrwałam. Będący w szampańskim nastroju Andrzej oczywiście nie mógł się powstrzymać przed pochwaleniem się radosną nowiną;) Zresztą, wszyscy i tak coś podejrzewali, bo ostatnio na spotkania nie przynosiłam nawet swojego ulubionego Karmi, co było do mnie niepodobne;) Po szaleństwach sobotniej nocy pospałam sobie aż do 11:D Ale by nie było za miło, od tego czasu przez cały dzień towarzyszyły mi wiernie mdłości. Nie pomogła ani pyszna jajecznica, ani gorąca herbata z miodem, ani pierogi na obiad. Trudno, trzeba się przyzwyczaić;) Popołudnie i wieczór spędziłam w kuchni, którą strasznie zaniedbałam. Nienawidzę bałaganu szczególnie w tym miejscu, więc męża wysłałam na mecz koszykarski, a sama przy dźwiękach świątecznej muzyki doprowadziłam moje blaty do stanu względnej używalności. I tak minął szalony weekend, po którym przyszedł pracowity poniedziałek. Sporo pracy, a po pracy wyprawa po białą kiełbasę, która jest częścią składową wielkiego garnka żurku, który zrobiłam aż na dwa dni, a może nawet trzy dni. Byleby nie gotować i móc wypolerować kuchnię na błysk, bo w przyszły weekend czeka mnie wizyta teściowej i szwagierki:) A co u Was słychać? Dziękuję za wszystkie komentarze! Choć nie wszystkim odpowiem, to każdy z zainteresowaniem czytam! Są to dla mnie cenne dowody, że jest po co pisać;)

  • Wczoraj puścili to w RMF FM i byłam w szoku, że takie utwory pojawiają się w bardzo popowym radio:) Piosenka, za którą szaleję niezmiennie od liceum.
Oasis- Wonderwall   

piątek, 29 listopada 2013

Oto nasz Groszek:D

Dziś jest dla nas wielki dzień:) Po raz pierwszy fizycznie odczułam, że zostanę mamą. Pojechaliśmy z mężem na usg. Pani doktor najpierw sobie ze mną porozmawiała, bardzo się zdziwiła, że nasze starania o dziecko przebiegły tak migiem i już jest efekt. Poradziła mi, co mam zrobić z moim kiepskim ostatnio zdrowiem: że mam łykać witaminę C, rutinoscorbin i wapno, a najlepiej, jakbym wzmocniła organizm kapsułkami Prenatal Grip Care. Zleciła mi też mnóstwo badań, których nazw bez sprawdzania w internecie w życiu bym nie rozszyfrowała - m.in. VDRL, TSH, Rub IgG... Niestety, gdy sprawdziłam na stronie laboratorium, z którego korzystam i podliczyłam sobie koszty, to okazuje się, że na to wszystko wydam grubo ponad 200 zł...No trudno-zdrowie najważniejsze i muszę wiedzieć, co we mnie siedzi, oczywiście oprócz Groszka;) Gdy już sobie porozmawiałyśmy, położyłam się na fotelu, pani doktor rozpoczęła usg i na ekranie ujrzałam ciemną kulistą plamę, a w niej jaśniejszą kropkę. Na mojej twarzy od razu pojawił się banan:) Niestety, jeszcze nie udało się zobaczyć serduszka, ale widok Groszka, który ma teraz 2-3 mm zrobił na mnie ogromne wrażenie. Był ze mną mąż i gdy pani doktor poprosiła go do środka, po raz pierwszy mógł stwierdzić na sto procent, że jeśli wszystko pójdzie ok, to zostanie tatą. Pogłaskał mnie po twarzy i również się uśmiechnął. Wreszcie fizycznie dotarło do nas, że nasza rodzina składa się już nie z naszej dwójki, ale jest jeszcze Ktoś. Ten Ktoś jest jeszcze maleńki jak ziarenko, ale w nadchodzących dniach w jego króciutkim życiu zajdzie rewolucja: pojawi się serduszko, rozwijać się będą wszelkie układy. A ten cud dziać się będzie we mnie. Wzrusza mnie ta myśl.
Ale dosyć gadania, zobaczcie sami Groszka:)




  • Niech żyje życie!

czwartek, 28 listopada 2013

Ścięło mnie...

Już tłumaczę moją jednodniową nieobecność na blogu...Bardzo często choruję na zatoki i nie mogło się obyć bez pierwszych chłodniejszych dni z potwornym bólem głowy. Od wtorkowego wieczoru czułam również ból mięśni i generalnie grypowe objawy. Wiem jednak z doświadczenia, że wszystkiemu winny jest nie wirus, a właśnie moje kochane zatoki. Zazwyczaj od razu sięgałam po ibuprom, który przynosił ulgę. Przećwiczyłam już opcje z zabiegami typu "parówka" czy nacieranie czoła różnymi naturalnymi świństwami. Wiem więc z doświadczenia, że takie numery na mnie nie działają. Zaczęłam się zastanawiać, co zrobić, by uśmierzyć ból i złagodzić objawy, a jednocześnie nie zaszkodzić Groszkowi. W tej chwili trwają ważne dla niego dni, gdy budują się wszystkie kluczowe elementy jego organizmu. Wykluczone, bym miała mu fundować jakieś "atrakcje". Wieczór i noc jakoś więc przetrwałam, ale z samego rana zadzwoniłam do pani ginekolog, by mi doradziła, czy istnieją jakieś specyfiki, które nie spowodują problemów z ciążą. Okazało się, że taki lek miałam w domu - pozostał po którejś z wcześniejszych kuracji. Sinupret, bo o nim mówię, jest ponoć bardzo łagodny i nie ma przeciwskazań, by stosować go nawet na początku ciąży. Łyknęłam dwie tabletki i pomogło. Nie wiem, na ile to moja psychika, a na ile pomoc leku, ale najważniejsze, że środowy wieczór spędziłam bez bólu głowy i w towarzystwie przyjaciół. A dziś znowu grypowe objawy wróciły...Leżę w łóżku i piję herbatę z miodem. Zajadam się także mandarynkami, by uzupełnić zapasy witaminy C w organizmie.Trzymajcie kciuki, by zatoki odpuściły i dały mi spokój na pozostałe miesiące;)

  • Dziś jestem w romantycznym nastroju, więc załączam jedną z moich ulubionych piosenek o miłości.
Seal - Love's Divine   

wtorek, 26 listopada 2013

Miło być rozpieszczaną przez męża

Wczoraj po powrocie z pracy czekała na mnie miła niespodzianka. Mąż, który wczoraj rozpoczął tygodniowy urlop poremontowy, przygotował specjalnie dla mnie przepyszny obiad. Upiekł schab w swojej autorskiej marynacie z przecieru pomidorowego, musztardy, oliwy, cebuli i mnóstwa przypraw. Pycha!!! Mięso było naprawdę soczyste i wybornie smakowało z pindżurem - naszym tegorocznym odkryciem. Podczas zakupów na Świecie Śliwki w Strzelcach Dolnych trafiliśmy na stoisko z węgierskimi specjałami. Popróbowaliśmy i nasze podniebienia podbił sos zawierający m.in. paprykę, pomidory i bakłażan. Kupiliśmy dwa słoiczki, które migiem zniknęły, a nasze zapasy szczęśliwie mogliśmy uzupełnić o kolejne dwa słoiczki podczas innej imprezy, gdzie natknęliśmy się na tych samych węgierskich wystawców.
Eh, te wspomnienia lata narobiły mi apetytu...Wieczorem uruchomię naszą spiżarnię i przygotuję kaszkę z konfiturą rabarbarową... W ogóle ten rok był dla mnie wyjątkowy pod względem zapasów- po raz pierwszy w życiu zaprawiłam śliwki i wiśnie, a mąż zadbał, by na zimę w słoiczkach znalazły się grzybki w occie. Dużo grzybów też ususzyłam, bo nie wyobrażam sobie Wigilii bez esencjonalnego sosu grzybowego, który od zawsze gości na naszym rodzinnym stole, a dzięki któremu już od samego rana w ten wyjątkowy dzień pachnie lasem. Uwielbiam święta i jeszcze nie raz dam się Wam we znaki moimi opowieściami o nich;)

Ach, zapomniałabym: wizyta u moich rodziców wywołała euforię w całej rodzinie:) Wszyscy rzucili się nam na szyję, a tata moim mężem musieli oczywiście po męsku uczcić taką nowinę drinkiem;) Mój brat już zapowiedział, że będzie kochanym wujkiem rozpieszczającym swojego siostrzeńca lub siostrzenicę, a już na pewno zakrzewi w dziecku miłość do swoich ukochanych komiksów. Trudno było mi już ukrywać przed rodzicami, że zostaną dziadkami, a teraz nieważne co się stanie, będą przy mnie.

  • Jest listopad, więc piosenka na czasie.
The National - Mr. November 

poniedziałek, 25 listopada 2013

Dobre wieści przekazane

Jak zapowiadałam, wczoraj odwiedziliśmy mamę mojego męża, by jej oznajmić, że zostanie babcią. Przy serniku agarowym i herbacie ot tak wtrąciliśmy, że teraz muszę bardziej na siebie uważać, bo jestem w ciąży. Wiadomość została przyjęta z wielką radością. Obyło się bez łez, ale wzruszenie malowało się na twarzy teściowej. Od razu zebrało jej się na wspomnienia, jak to rodziła mojego męża, że był on od początku wielkim łasuchem, a jego krzyk wołający o jedzenie słyszalny był na całym korytarzu. Dowiedziałam się też, że mąż nie był spokojnym dzieckiem i dawał się we znaki szczególnie w nocy;) Dziś wieczorem wizyta u moich rodziców.

Teraz z innej beczki. Dostałam odpowiedź z mojego klubu fitnessowego, że niestety nie ma takiej możliwości, by zajęcia dla kobiet w ciąży choć raz w tygodniu odbywały się później niż o godzinie 12. Powiem szczerze, że bardzo liczyłam na to, że będę mogła uczestniczyć w tych zajęciach i strasznie się zawiodłam...Aleksandra z bloga dietetycznamama.blogspot.com doradziła mi, bym po prostu regularnie spacerowała po bieżni. Pójdę za jej radą. Dziś jeszcze nie, ale jutro wybiorę się do klubu. Czas o siebie zadbać!

  • Przed ciążą starałam się regularnie zaglądać na zumbę. Dlatego dziś piosenka mało ambitna, ale nierozerwalnie kojarząca mi się z tymi właśnie zajęciami:)
Don Omar - Danza Kuduro      

niedziela, 24 listopada 2013

Czego nie wolno jeść kobiecie w ciąży?

Wiele moich znajomych opowiadało mi, że od pierwszych tygodni ciąży jadły za dwoje. Ja na szczęście nie odczuwam jeszcze aż tak wzmożonego apetytu, choć zdarzyło mi się już jeść ok. 22, bo organizm domagał się doładowania. Poczytałam sobie, czego powinnam teraz unikać. Trochę się podłamałam...Niewskazana w ciąży jest na przykład wątróbka, którą wprost uwielbiam! Zawiera bowiem witaminę A, która może szkodzić dziecku i mamie- przyspieszyć akcję porodową lub spowodować wady rozwojowe u maleństwa. Trzeba więc z bolącym sercem zapomnieć na dłuższą chwilę o wątróbce i jej przetworach. Zapomnieć muszę też o serach pleśniowych, które mogą być przyczyną listeriozy, a nawet o wędzonej rybie, bo to przecież zakazane surowe mięso... Nie wspomnę już o tatarze i nawet tiramisu, za którymi przepadam, a które zawierają surowe żółtko. Niewskazane są także gazowane i kolorowe napoje, bo zawierają mnóstwo konserwantów i szkodliwego cukru. Na drugim biegunie są dania zawierające zbyt dużo soli, która powoduje gromadzenie się wody w organizmie i idące za tym obrzęki. Odpadają więc chipsy, a nawet śledzie, choć ich akurat nie lubię i nie będę za nimi tęsknić... Na koniec tej długiej listy dodam jeszcze Karmi. Bardzo lubię to piwo, bo jako kierowcy często mi towarzyszy podczas imprez. Wiele czytałam na temat jego działania w czasie ciąży i zdania są podzielone. Ja jednak chcę oszczędzić Groszkowi nawet tych 0,5 proc. alkoholu. Nie chcę sobie potem pluć w brodę, że przeze mnie jest z moim dzieckiem coś nie tak.
A teraz niedzielny spacer, msza w kościele i wizyta u teściowej. Dziś dowie się, że po raz pierwszy w życiu zostanie babcią. Jestem ciekawa jej reakcji:-) Jutro ta sama nowina czeka moich rodziców.


  • Tak na dobrą niedzielę:-) 
Strachy na lachy- Dzień dobry, kocham Cię

sobota, 23 listopada 2013

Wyłączone zasilanie

Oj, dziś Groszek dał mi dobitnie znać, że jest ze mną;)

Obudziłam się już po godz. 8, choć marzyłam o tym, by pospać choć do 9.30. Dolegliwości żołądkowe nie były bardzo dokuczliwe, ale skutecznie przegnały sen. Po śniadaniu trzeba było zadbać, by mojego autka nie zaskoczyła zima, której przyjście telewizyjne prognozy przewidują już w przyszłym tygodniu. Swoją drogą, wolę już śnieg i mróz od tego, co teraz mamy za oknem...Po zmianie opon pojechaliśmy z mężem na zakupy. Najpierw chcieliśmy wyszukać interesujący nas żyrandol, ponieważ po remoncie zakończonym ponad tydzień temu jakoś nie możemy nic wybrać. Wizyta w Obi i Leroy Merlin jednak nic nie dała... BTW: w Obi zachwyciłam się obłędną kolekcją ręcznie robionych bombek w różnych fantastycznych i trochę oldskulowych kształtach, jak np. Dziadek Mróz, trzej królowie czy zabytkowe samochody. Wszystkie są tak realistyczne, kolorowe i cudownie wykonane, że gdyby nie zawrotna cena (powyżej 60 zł za jedną), kupiłabym wszystkie.

Wracając do tematu: prawdziwe zaskoczenie przyszło pod koniec cotygodniowych zakupów w Realu około godz. 14. Gdzieś pomiędzy lodówką z jajkami a masłem nagle poczułam, jakby ktoś odciął mi zasilanie. To jak w reklamie Duracella: baterie się kończą, oczy robią się coraz mniejsze i jedyną rzeczą, o której w tej chwili marzyłam, było łóżko. Spać, spać, spać!
Ledwo co dotarłam do domu, a mój mąż  wbił się w siedzenie obawiając się, czy przypadkiem nie spowoduję stłuczki lub nie uderzę w ścianę. W takich chwilach żałuję, że go na siłę nie wysłałam na lekcje w szkole jazdy, bo choć posiada od liceum prawo jazdy, za kierownicą nie siedział kilkanaście lat. I zupełnie nie garnie się do jazdy. A tak, nie miałby wymówki.
Gdy już dowlekłam się do domu, sofa była wybawieniem. Od razu przyłożyłam głowę do poduszki i zasnęłam. Gdy się obudziłam, myślałam, że spałam dłuuuugi czas. Okazało się, że zaledwie pół godziny...Ale to wystarczyło, by zregenerować siły. Teraz leżę i odpoczywam. Po raz pierwszy pomyślałam, że jestem w ciąży i mogę sobie poleniuchować. Wiem, że naczynia same się nie umyją, ale mogą przecież trochę poczekać;)   



A tu przykład tego, jak mój kochany mąż stara się umilić mi czas ciąży;) 
 
 
 
 
 
Zupełnie z innej beczki: nie powiedziałam Wam jeszcze, że w piątek 29 listopada po raz pierwszy zobaczę naszego Groszka;)
 
 
  • Przez te bombki w mojej głowie zrobiło się już świątecznie:) Moja ulubiona wersja tego utworu.
       

piątek, 22 listopada 2013

Z kartą taniej

Robiąc ostatnio zakupy w Rossmannie natknęłam się na kartę rabatową Rossnę. Okazało się, że jest ona darmowa, a daje kilka fajnych bonusów. Wystarczy zarejestrować ją na stronie internetowej, a od razu zyskuje się 3 proc. na zakup produktów dziecięcych i, co póki co bardziej mnie interesuje, specjalistycznych produktów pielęgnacyjnych dla kobiet ciężarnych (jak ja nie cierpię tego określenia...). W ramach programu, który obejmuje panie w ciąży i maluszka w wieku 0-36 miesięcy, dostaje się również w pakiecie serwis doradczy z różnymi ciekawymi poradami, dedykowane promocje cenowe, a początkowy 3-procentowy rabat zwiększał się będzie po każdym kwartale o 1 proc. W sumie, przy regularnych zakupach co najmniej dwa razy w miesiącu, a przy potrzebach mamy i dziecka nie jest to przecież trudne;), można otrzymać nawet 10 proc. rabatu.


                                                   A tak wygląda karta:


  • Dzisiaj szlagier - moja ulubiona piosenka Red Hot Chili Peppers


środa, 20 listopada 2013

Pierwsza sesja ciążowa mamy



Dzisiaj chciałabym  się Wam zaprezentować:) Kończymy wraz z Groszkiem pierwszy miesiąc ciąży, więc to najlepsza pora, by pokazać efekty naszej współpracy;) Jak widzicie, rezultaty są jeszcze marne, a nawet wizualnie żadne, ale najważniejsze, że dobrze się czujemy i za bardzo sobie wzajemnie nie przeszkadzamy. O dziwo, bo pierwsze dni zapowiadały zupełnie inną przyszłość.

Postanowiłam też powalczyć, by samopoczucie było w dalszym ciągu tak dobre. W klubie fitness, w którym mam karnet, zajęcia dla kobiet w ciąży odbywają się wyłącznie o godzinie 11 lub 12. Są to dla mnie kosmiczne godziny. Ktoś nie pomyślał, że panie w ciąży nie od razu rezygnują z pracy, a również chciałyby o siebie zadbać. Dlatego zapytałam, czy choć raz w tygodniu nie można tych zajęć poprowadzić o ludzkiej porze, czyli po godzinie 15. Niestety, jeszcze odpowiedzi się nie doczekałam. Nie chcę rezygnować z ćwiczeń, ale boję się o moje Maleństwo. Nie chcę mu zrobić krzywdy i dlatego obawiam się chodzić na normalne zajęcia typu pilates. A może moje wątpliwości są nieuzasadnione? Jak myślicie? 




A oto Groszek:) Oczywiście, skrzętnie schowany w brzuchu mamy;)




  • Dziś zaproponuję Wam trochę cięższą muzykę. Ale to mój ulubiony zespół z gimnazjum, więc wybaczcie;)


poniedziałek, 18 listopada 2013

Oczekiwanie na drugą kreskę

Kiedy już wszystko dokładnie obliczyłam i zabraliśmy się do dzieła, największą męką było czekanie... Na szczęście, zaopatrzyłam się w naprawdę czułe testy i po raz pierwszy delikatną kreskę zobaczyłam na pięć dni przed "tymi dniami". Niewiarygodnie się ucieszyłam - zaczęłam z tego szczęścia aż podskakiwać:) Moje marzenie się spełnia! Mój mąż podszedł do tego jak oaza spokoju;) Stwierdził, że z radością poczeka jeszcze kilka dni. Z jednej strony doskonale go rozumiem, z drugiej, liczyłam na rzucenie się sobie w ramiona, płacz i te sprawy...A tu kubełek zimnej wody:) A ja i tak wiem swoje! Bo jeszcze nim zobaczyłam kreskę na teście, ja już czułam, że coś pozytywnego się we mnie dzieje. Po raz pierwszy w życiu poczułam zgagę. Nie jest to miłe uczucie...Po zgadze pojawiły się pierwsze delikatne mdłości. Ale najważniejsze, że ja po prostu wiedziałam, że już "coś" we mnie zamieszkało:) Cudowne uczucie! Moje podejrzenia potwierdziły się i drugi test, który zrobiłam na dwa dni przez "tymi dniami" pokazał mi taką drugą krechę, że nikt już mi nie wmówi, że coś mi się przewidziało;) Zresztą, zobaczcie sami:



Teraz już tylko czekam na wizytę u pani doktor. Wstrzymam się jeszcze kilka dni i sprawdzimy, co tam u Groszka słychać;)

  • W piątek byłam na świetnym koncercie. Jak Wam się podoba ten utwór?

Flunk - Sit down




 

Epoka przedgroszkowa


Cierpliwość jest kluczem do szczęścia - tak przynajmniej mówi greckie przysłowie. Zaczęłam zgadzać się z tą maksymą, choć jestem ewidentnym przykładem osoby w gorącej wodzie kąpanej;)  Po ponad czterech latach życia w niepoukładanym świecie pełnym niespodzianek, oczekiwania i pewnego bałaganu, wreszcie wszystko się poukładało i uważam, że właśnie nadszedł najlepszy czas, by powiększyć rodzinę. W czerwcu tego roku wzięłam ślub. Ustaliłam w swojej głowie, że chcę, by wszystko było po kolei: mamy już z mężem mieszkanie, stałą pracę, jesteśmy małżeństwem. Teraz więc nie ma na co czekać;) Mam wspaniałego szefa, który sam aż się dopytuje, kiedy wybiorę się na macierzyński. Kibicuje nam, choć nigdy tak naprawdę nie zapowiedziałam mu, że myślimy o dziecku. Zawsze jednak powtarza, że mój etat będzie na mnie cierpliwie czekał. Więc nie było nad czym się zastanawiać;)


 Z moją gorącą głową nauczyłam się, że lepiej jest wiele rzeczy zaplanować, niż iść na żywioł. Stwierdziłam więc, że dobrze, by dziecko przyszło na świat latem. Jednak letnie miesiące pełne są w mojej rodzinie różnych okazji. W maju urodziny mamy ja i moja teściowa, która oprócz urodzin ma kilka dni później też imieniny. W maju jest oczywiście też Dzień Matki. Czerwiec to Dzień Taty. W sierpniu prawdziwy zasyp okazji: urodziny taty i brata, moje imieniny i rocznica ślubu rodziców. Idealnym "wolnym" miesiącem jest więc lipiec. I tak też wszystko zaplanowałam i obliczyłam, by to w tym miesiącu powitać Maleństwo. Oczywiście, data może się pozmieniać i z lipca nici, ale nie będę płakać;) Przecież to nie jest najważniejsza sprawa. Najważniejsze, by nasz Groszek był zdrowy.

A właśnie, co do meritum. Dla Groszka (tak po raz pierwszy mówiąc o naszym Maleństwie nazwałam je, a mąż nie zaprotestował i przejął nazewnictwo;)) według reguły Naegelego jest to czwarty tydzień ciąży. Więcej na jego temat napiszę w kolejnym poście:)



  • Tym razem piosenka z zupełnie innej bajki, choć także ma sobie mnóstwo kobiecości. I jeszcze jest autorstwa jednego z moich ulubionych zespołów,

Myslovitz - W deszczu maleńkich żółtych kwiatów

To i owo o moim blogowaniu

Jeśli zechcecie towarzyszyć mi w najbliższych miesiącach, to pewnie chcielibyście dowiedzieć się kim, jestem i co tutaj w ogóle robię:)

Po pierwsze, jestem kobietą. Ta śmieszna dla niektórych wiadomość jest o tyle ważna, że prowadzi do drugiej informacji. Jestem w kluczowym dla kobiet momencie życia - wraz z moim mężem pragniemy powitać na świecie nasze pierwsze dziecko. Tytuł mojego bloga nie wziął się więc z kosmosu;) A że uwielbiam pisać i dzielić się moimi perypetiami, stąd całe to moje blogowanie.

Mój mąż również jest blogerem i to on natchnął mnie pomysłem, który strasznie przypadł mi do gustu i który przeniosę tutaj. On do każdego wpisu dołącza utwór, który mu się podoba i stara się, by wykonawcy nie powtarzali się. Ja odejdę od tej reguły i również będę się dzielić z Wami moją ulubioną muzyką, ale nie będę się ograniczać - istnieją zespoły, które mają w swoim dorobku więcej niż jeden utwór, za którym szaleję. Chcę polecać Wam także literaturę, którą uwielbiam i przepisy kulinarne bez których nie wyobrażam sobie gotowania i pieczenia. Mam nadzieję, że ten blog stanie się miejscem do dyskusji. Bardzo Was zachęcam do komentowania, dzielenia się swoimi pomysłami, przemyśleniami, emocjami.
Bądźcie z nami!

  • Na pierwszy ogień ultrakobiecy utwór, choć w męskim wykonaniu. Obłędny!

Oren Lavie - Her morning elegance