Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Święta mi uciekły...

Miały być życzenia dla Was, zdjęcia brzuszka, a wyszedł jeden wielki bałagan w domu...Równo tydzień temu przez nasze mieszkanie przechodziła jakaś burza: zagubiłam się w natłoku zajęć. Sprzątanie, gotowanie, zakupy. Kładłam się spać grubo po północy. Ale prawdziwym kataklizmem była Wigilia. Obudziłam się o 8. Szybkie śniadanie i od razu przystąpiłam do dzieła. Zupa owocowa, groch z kapustą, kluski, śledzie w śmietanie - poszło migiem. Około 11 czułam, że nad wszystkim panuję. Niestety, jak nie urok, to to drugie... Mąż nie sprawdził wcześniej, czy lampki na choinkę działają, no i oczywiście nie działały...Najpierw próba sprawdzenia wszystkich światełek, potem działania z kabelkami. Wszystko na nic. Po godzinie mąż ruszył do Castoramy, a tam oczywista oczywistość- brak odpowiednich lampek. W Realu uratowali naszą choinkę- znalazł się sznur kolorowych ledów. Dobre i to. Ale byłoby za różowo, gdyby strojenie przebiegło sprawnie. Okazało się, że pień był za krótki, by go wbić na gwóźdź stojaka i nagle ubrana choinka przewróciła się. W ostatniej chwili ją złapałam...Zaczęło się piłowanie dolnych gałązek. Jedna, druga, trzecia, a tu ciągle nic. Wtem przy obcinaniu kolejnej...złamał się brzeszczot...Gdy już opanowałem nerwowy śmiech w końcu pozbyliśmy się wszystkich przeszkadzających gałązek i choinka stanęła stabilnie. Była 14. Zabrałam się za pakowanie prezentu dla teściowej- duży karton roweru stacjonarnego nie był łatwym do owinięcia... Gdy o godzinie 15 wróciłam do kuchni, czułam, że przestałam wszystko ogarniać... Tyle jeszcze rzeczy do zrobienia, a ja w proszku. Skończyło się tym, że gdy pierwsi goście przyjechali ok. 17.30, ja nie miałam nawet obranych jeszcze ziemniaków, nie mówiąc o smażeniu pstrągów... Gdy wszyscy o 18 siedzieli już przy stole, ja jeszcze przez godzinę krzątałam się po kuchni. Oczywiście, jak to ja, nie pozwoliłam sobie w czymkolwiek pomóc i z godzinnym opóźnieniem zasiedliśmy do wieczerzy. Byłam tak głodna, że sama rzuciłam się na jedzenie. Tyle, że głód migiem przeszedł i z obietnic spróbowania prawie wszystkiego nie wyszło nic. Zjadłem  jedynie ziemniaki z sosem grzybowym, zupę owocową, kawałek pstrąga. Po kolacji przyszedł Gwiazdor;-) Dostałam m.in balsam dla kobiet w ciąży, książki- o Audrey Hepburn mej ukochanej i jeden romans na długie wieczory, półmisek Villeroy&Boch, piękny naszyjnik z koralików i materiału, kolczyki z onyksem, świeczki zapachowe, pieniądze. Sporo tego:-) Chyba byłam grzeczna;-) Bardzo zaskoczył mnie prezentami mój kochany mąż: w sporym kartonie po butach, którego widok pod choinką mnie zaskoczył, kryły się piękne kolczyki z perłami i śmieszne kapcie w kształcie goryli. Jeden zasłania oczy, drugi uszy. Wprawiły w rozbawienie nie tylko mnie, ale zaśmiewała się cała rodzina:-) Wreszcie będzie mi zimą ciepło w stopy;-) Po wizycie Gwiazdora przyszedł czas na ciasto. Moja mama jest sernikową mistrzynią! Jej placek jest delikatny, wilgotny, odpowiednio doprawiony. Pycha! Posiedzieliśmy tak sobie aż do godziny 23. Gdy wszyscy wyjechali, wybraliśmy się na tradycyjną pasterkę. Takich tłumów już dawno w kościele nie widziałam. Rzutem na taśmę znaleźliśmy siedzące miejsca przy murze. Równo o północy poczułam głód...Gdy tylko wróciliśmy, skierowałam się do lodówki po rybę opiekaną w zalewie octowej. Tej nocy szybko zasnęłam;-) Na szczęście w pierwszy i w drugi dzień Świąt mogliśmy sobie dłużej pospać. Popołudniami wybraliśmy się do teściowej i moich rodziców. I tak migiem uciekło Boże Narodzenie...W piątek czułam się fatalnie. Przeleżałam praktycznie cały dzień, wieczorem ruszyliśmy do naszych znajomych pod miasto. W sobotę z innymi znajomymi pojechaliśmy do Imaxa na Hobbita. Fajny film! W niedzielę odwiedziliśmy cmentarz i wylądowaliśmy na obiedzie u teściowej. Dziś mieliśmy kolędę, trzeba więc było ogarnąć mieszkanie, a kuchnia po świętach wyglądała jak pobojowisko...Ksiądz się z wizytą nie spieszył, więc zdążyłam się dziś przymusowo przegłodzić...Obiad jedliśmy dopiero po 19...A jutro mąż zabiera mnie na romantyczną sylwestrową kolację do dobrej restauracji i tam powitamy Nowy Rok. Ja oczywiście jedynie wodą;-) Teraz jesteście już z wszystkim na bieżąco;-) A co u Was? Jak minęły święta?

  • Chodzi za mną ten utwór od jakiegoś tygodnia;-)
Michał Lorenc - Taniec Eleny


2 komentarze:

  1. Podziwiam Cię za organizację Wigilii! Też marzy mi się kiedyś taką zorganizować :)
    Nasza Wigilia była w tym roku u teściów, dostałam kilka skromnych prezentów. Potem dołączyła moja siostra, w pierwszy dzień Świąt leniuchowaliśmy z siostrą właśnie i objadaliśmy się pysznościami od rodziców, potem dołączyli nasi znajomi i mieliśmy kupę śmiechu! W drugi dzień Chrzest Św. mojej najmłodszej kuzynki w rodzinie (1.5 miesiąca) i tak nam szybko minęły te święta. Ubolewałam nad tym, że w tym roku nie udało się wybrać nam na Pasterkę, ale za rok odbijemy sobie ;) A Sylwester... we 4kę. Z mężem i znajomymi :) Wasz też zapowiada się cudnie!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Kobieto skąd Ty siły na to wszystko wzięłaś? Podziwiam, naprawdę :) Teraz odpoczywaj!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz i za wizytę na moim blogu:)