Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 19 grudnia 2013

Nienawidzę zakupów!

Nienawidzę zakupów i to nie tylko przed świętami. Generalnie każdy wyjazd do supermarketu jest dla mnie katorgą. Dlatego czasami zastanawiam się, czy na pewno jestem kobietą, bo nawet wyjście po ciuchy mnie nie bawi. Najpierw oglądam rzeczy w internecie, a potem idę prosto do sklepu po to, co wcześniej sobie upatrzyłam. Dzięki temu rach-ciach i po sprawie. Dlatego gdy dziś wiedziałam, że czeka mnie kilka godzin w przepełnionym domu handlowym, od rana byłam chora. Zmusiłam się, by wyjść, bo przecież prezenty jeszcze nieskompletowane. No i się zaczęło. Wybór prezentu dla brata: w necie wypatrzyłam sympatyczną opcję i dlatego tu poszło szybko- łącznie z kolejką do kasy ok. pół godziny. Dramat rozegrał się po chwili. Chciałam kupić mamie portfel, ciotce szalik, a babci broszkę. Obeszłam praktycznie wszystkie sklepy i dopiero w ostatnich znalazłam coś, co mnie zainteresowało jeśli chodzi o portfel i szalik. Broszki niestety nie pasowały mi. Okazało się, że tak łaziłam dwie godziny i zaczęło mi burczeć w brzuchu. Poszłam więc do cukierni i nagle w kolejce zrobiło mi się słabo. Myślałam, że już odpłynę, ale w ostatniej sekundzie usiadłam przy stoliku. Pani z obsługi od razu do mnie podeszła, więc zamówiłam pączka i gorącą czekoladę, by podnieść poziom glukozy. Wszystko szybko przyszło i gdy przegryzłam kilka kęsów, od razu się poprawiło. Widać, nie mogę dopuszczać do sytuacji, że mój żołądek wręcz woła o paliwo. Gdy już się posiliłam, kupiłam ostatnie przewidziane rzeczy i pojechałam do naszego osiedlowego marketu po ostatnie świąteczne sprawunki. Koszyk szybko się zapełnił, stanęłam w kolejce do kasy, a gdy przyszło do płacenia, kolejny dramat: moja karta wskazywała na odmowę dostępu, choć przed zakupami sprawdzałam, jakimi środkami dysponuję. Wyciągnęłam więc z portfela wszystkie pieniądze, ale nadal odmowa...Szybki telefon do męża, by przelał mi 200 zł, ludzie za mną zdenerwowani i wcale im się nie dziwię, kasjerka czeka na to, co teraz nastąpi....Po minucie na szczęście przyszły pieniądze, bo mamy z mężem ten sam bank, zapłaciłam, przeprosiłam i wróciłam do domu. Od razu zajrzałam na konto, co też się stało. Okazało się, że jeden ze sklepów w domu handlowym podwójnie ściągnął mi należność, a w markecie do zapłacenia własnymi środkami zabrakło mi...10 zł. Tyle nerwów przez głupią dychę...Właśnie kończę chwilę odpoczynku i ruszam do kuchni. Dziś robię bigos, a wcześniej trzeba zadbać o jakiś obiad;-)


3 komentarze:

  1. Ojej, współczuję dzisiejszych przeżyć. Dobrze, że ten dzień już się kończy. Odpoczywaj! Kiedyś miałam podobną akcję z kartą. Zatankowałam auto, poszłam płacić, a tu odmowa :/ Paliwa przecież nie wyleję z baku. Głupia sytuacja. Też poratował mnie Mąż i szybko przelał pieniądze. Ale do dziś omijam tę stację :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie taki przypadki bywają, ja pracując w sklepie wiele już od klientów widziałam ale nie ma się co przejmować :)
    Ja lubię zakupy ale nie lubię tych ludzi wszystkich..to chyba już zboczenie zawodowe, że klienci tak denerwują ;P

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. I ja nie lubię takich sytuacji. Ale dobrze, że ciężki dzień masz już za sobą. Pamiętaj, buła do torebki albo coś słodkiego do picia. Ja starałam się mieć zawsze pod ręką jakiś sok, bo też zdarzały się takie odloty. Zrobiłaś mi ochoty na bigos ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz i za wizytę na moim blogu:)