Łączna liczba wyświetleń

środa, 8 stycznia 2014

Tak wygląda Groszek w 11 tygodniu ciąży

Wolne dni zadziałały na mnie demotywująco...Leżałam i jadłam...Ale po kolei:

Sylwester - było cudownie:) Wybraliśmy się na 21 do restauracji, a tam same frykasy...Jedzenie przepyszne począwszy od zakąski (grzanka z chleba słonecznikowego z plastrem pieczonego mięsa, a do tego gotowane zielone szparagi i cebulka), poprzez zupę (rosół z ravioli z mięsem gęsi), pierwsze danie (pyszny sandacz), drugie danie (trzy sztuki różnego rodzaju mięsa na risotto z borowikami) aż po deser (lody pomarańczowe w skorupce z gorzkiej czekolady z musem malinowym). Zabrałam oczywiście ze sobą Picollo. Leżał przez cały wieczór w torebce, więc 10 minut przed północą wyciągnęłam go i przestrzegłam męża, by wstrzymał się z otwieraniem. Nie posłuchał;) Efekt był taki, że pół stołu i jego rękawy mokre były od słodkiego, pachnącego brzoskwinią napoju;) Gdy wybiła północ, złożyliśmy sobie życzenia i poszliśmy na pobliski most oglądać fajerwerki. Magicznie! Pierwszy raz poczułam, że już nie jesteśmy sami. Zresztą, Groszek o sobie szybko przypomniał. Gdy wróciliśmy do restauracji, czekał jeszcze włoski talerz zakąsek - szynka parmeńska, suszone pomidory, oliwki, mozarella. Sama oczywiście wypiłam jeszcze sama prawie całą butelkę mojego "szampana" i wtedy poczułam ból po prawej stronie brzuszka. Oczywiście, przeraziłam się, że to Groszek daje znać, że coś mu nie pasuje. Wróciłam do domu z narastającym bólem i postanowiłam, że jeśli w nocy nie przejdzie, ruszę do szpitala. Na szczęście, zasnęłam jak aniołek, a rano po bólu nie było śladu. Najpewniej więc wszystko z przejedzenia;)
1 stycznia - przeleżałam.
2 stycznia - powrót do pracy po dłuuuugiej przerwie. Poszło całkiem szybko dzięki informatykowi, który nie dostarczył mi nowego zasilacza do komputera, a ten oczywiście padł.
3 stycznia - wizyta u pani gin. Powiem szczerze, że trochę się jej obawiałam. Poszalałam trochę przed świętami z aktywnością i późno, bo późno, ale pomyślałam, że mogło to się odbić na Groszku. Na szczęście to twardziel:) Okazało się, że rośnie szybciej niż powinien i według długości poród czeka nas nie 28, a 25 lipca. Jednak pani gin ostudziła te zapędy i stwierdziła, że teraz Groszek rośnie jak na drożdżach, ale może nadejść czas, gdy dziać się będzie inaczej, więc pozostajemy przy pierwotnej dacie. Serduszko bije wspaniale, Groszek wiercił się, kręcił tak, że trudno było mu zrobić fotkę z profilu. Do tatusia nawet rączką pomachał, czym wprawił męża w ogromną radość. 22 stycznia mamy zaplanowane badanie przezierności karkowej. Trzymajcie kciuki, by wszystko było ok! Niestety, jest też łyżka dziegciu...Pani gin nie spodobał się wynik TSH.  Poprosiła, by go powtórzyć i sprawdzić, czy poziom tego hormonu nie zmalał od początku grudnia. Jeśli okaże się, że nie, czeka mnie walka z delikatną niedoczynnością tarczycy. Dziś oddałam krew, więc niebawem się wszystko okaże. Sprawdzę też, czy żelazo nadal utrzymuje się na tak wysokim poziomie i udam się do rodzinnego, by poprowadził diagnostykę, skąd tyle tego badziewia w mojej krwi...
4 stycznia - wizyta u znajomych. Niestety, smutna. Podczas składania noworocznych życzeń nasz przyjaciel pochwalił się, że jego partnerka jest w ciąży. W sobotę okazało się, że to raczej kwestia czasu, kiedy jej organizm się sam oczyści - ma zdecydowanie za mało gonadotropiny kosmówkowej w organizmie... Było mi tym smutniej, że inni znajomi wypytywali mnie o szczegóły mojej ciąży, a A. w tym czasie wychodziła do kuchni. Dlatego raczej ucinałam temat naszego szczęścia. Wieczorem wybraliśmy się na mecz koszykarski. Było całkiem przyjemnie - panie zdecydowanie wygrały.
5 stycznia - imieniny mojej mamy. Do późna pospaliśmy, a na 12.30 wybraliśmy się do kościoła. Był ogrzewany, a ja zamiast ściągnąć kurtkę, grzałam się. W pewnej chwili poczułam, że za chwilę stracę przytomność. Usiadłam, włożyłam głowę między nogi i przeczekałam najgorsze. Dalszą część mszy przesiedziałam. U mamy na obiedzie moje ukochane gołąbki zrobione na moje życzenie;) W miłej atmosferze posiedzieliśmy do wieczora. Potem w domu naturalnie jeszcze przed dłuższym snem  zasnęłam na sofie;)
6 stycznia - kolejny dzień leniuchowania. Dopiero o 14.15 wychyliliśmy nosy z domu i poszliśmy na króciutki spacer. Potem msza i kolejna przygoda z możliwym zasłabnięciem i historia się powtórzyła. Już wiem, że idąc do kościoła muszę wybrać ławkę całkiem z tyłu i przesiedzieć całe nabożeństwo. Potem spanie, a po 20 rozpoczęliśmy z mężem grę w Super farmera, którą mąż dostał na Gwiazdkę.
Fajna zabawa! Wygrałam jedynie 2 partie z 5, o czym oczywiście dowiedział się Groszek od swego
tatusia podczas codziennej rozmowy przez brzuszek przed snem.

7 stycznia - definitywny powrót do pracy i mnóstwo zadań po czasie świąteczno-noworocznym.
8 stycznia - dziś urodziny męża:) Już z samego rana złożyłam Mu życzenia i wręczyłam prezent - coś praktycznego (markowe jeansy, których zawsze Mu brakuje, bo para za parą a to blaknie, a to robi się dziurawa:)) i coś, co można nazwać gadżetem (słuchawki dla audiofilów). Bardzo się z podarków ucieszył i aż żal było mi wychodzić z domu do pracy. Chętnie spędziłabym z Nim cały dzisiejszy dzień. Wieczorem chyba czeka nas tradycyjne wyjście do jakiejś knajpki:) Będzie miło!

I tak w skrócie przebiegły dni, gdy mnie tu nie było:) Nadrabiam zaległości czytelnicze - gratuluję tym Mamusiom, które powitały przez ten czas swoje Maluszki na tym świecie!

A teraz tadam:
oto Groszek w 11 tygodniu ciąży





2 komentarze:

  1. Oj działo się u Ciebie i długo Cię nie było..zresztą podobnie jak mnie ;)
    Mam nadzieję, że wyniki wyjdą już dobre..
    A Groszek jak widać rośnie ;)

    Wszystkiego dobrego w nowym roku ;)

    http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasza Niunia też za każdym razem na USG wychodzi niby o kilka dni większa, a ja dokładnie wiem kiedy zaszłam w ciążę (znam dzień owulacji), więc faktycznie nie zwracajcie uwagi na drobne odchylenia. Kiedyś, z ciekawości, zrobiłam sobie porównanie naszych USG i się uśmiałam, bo np. na ostatnim wyszło, że "najstarszą" ma kość udową :p
    Jednak ten sprzęt jest niedoskonały, a pomiary też trochę umowne (na jakiej podstawie oni niby liczą z dokładnością co do dnia wiek dziecka, skoro nie wiedzą kiedy miałyśmy - w sensie kobiety wliczane do średniej - owulację?).

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz i za wizytę na moim blogu:)